Sytuacja w regionie Nord Kivu uległa pewnemu uspokojeniu. Choć na ulicy wciąż widać uzbrojonych rebeliantów i spalone samochody ONZ, to Kongijczycy z nadzieją patrzą w przyszłość. Tę nadzieję przywraca też obecność misjonarzy. Wielu z nich zaczyna właśnie wracać do placówek zniszczonych w czasie działań wojennych w okolicach Rutshuru.
Hiszpańskie józefitki, których dom zniszczył wybuch granatu moździerzowego, by być z potrzebującymi, postanowiły zamieszkać w prowadzonym przez siebie centrum dożywiania. Do leżącego z dala od głównej drogi domu w Ntamugendze na stałe wróciły dwie Polki ze zgromadzenia Sióstr od Aniołów. W czasie eskalacji przemocy do prowadzonego przez siebie szpitala dojeżdżały z Rutshuru. Z narażeniem życia, wielokrotnie napadane i okradane, niosły pomoc najbiedniejszym. Misjonarze podkreślają, że tutejsza ludność najbardziej potrzebuje nadziei i pokoju. Stąd modlitwa o dar pokoju w Kongu i krajach ościennych zabrzmiała dziś podczas uroczystej Mszy w kościele parafialnym w Rutshuru. W czasie liturgii przez okna wypełnionej po brzegi świątyni dostrzec można było przejeżdżające samochody sił pokojowych i spacerujących z bronią na ramieniu rebeliantów. O tym, że mimo ciągłego napięcia życie powraca do normy, świadczą chociażby dzisiejsze chrzty czy ponad 600 związków małżeńskich, które w sobotę 10 stycznia zawarto w różnych ośrodkach parafialnych w Rutshuru.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.