Drogi Panie Janie. Przecież Pan lepiej ode mnie wie, że to nie obecność nauczania religii w szkole jest zagrożeniem dla wolności.
Z rosnącym zdumieniem obserwuję toczoną od tygodni przez Gazetę Wyborczą kampanię na rzecz wyrzucenia lekcji religii z klas szkolnych z powrotem do salek parafialnych. Ostatnio pretekstem do czynienia aluzji w tym kierunku stała się sprawa wliczania oceny z religii do średniej. Klasycznym przykładem stosowanej przez GW metody jest komentarz Jana Turnaua w sobotnim (15 września) wydaniu, zatytułowany „Ten nieszczęsny stopień z religii”. Tekst liczy sześć akapitów. Pięć jest poświęconych dowodzeniu, że to wliczanie jest ogólną krzywdą, a za koronny argument służy starannie wypielęgnowany mit, że stopnie z religii są „na ogół lepsze, bo katecheta nie chce zrażać uczniów”. Dyskutowanie z tego typu argumentem nie ma sensu, jak każda dyskusja z „powszechnym przekonaniem”. Poczekam aż ktoś zechce rzetelnie zbadać, jakie naprawdę są oceny z religii w Polsce i z czego wynikają. Szósty akapit wygląda na dopisany w ramach kampanii na rzecz usunięcia religii ze szkół. Brzmi tak: „Na koniec myśl kogoś naprawdę troszczącego się o Kościół. Stara wątpliwość, czy kolejne ‘uszkolnianie’ katechezy jest naprawdę korzystne dla samego Kościoła? Przecież kojarzy wiarę ze szkolnym przymusem. I nowsza: czy nie kojarzy Kościoła z potężną instytucją, która walczy jak czołg”. Jako ksiądz pracujący od dawna w mediach przepadam za „ktosiami naprawdę troszczącymi się o Kościół”. Bo dają od razu do zrozumienia, że inni (na przykład ja) nie troszczą się o Kościół „naprawdę”. Czyli jak? Na niby? Ci „naprawdę zatroskani” zwykle mają recepty na idealny Kościół. Czasami wypowiadają je pewnym tonem osób ważniejszych od Ducha Świętego, innym razem kamuflują w postaci pytań i wątpliwości, ale niezależnie od formy zawsze ustawiają się na stanowisku jedynych posiadaczy prawdy. Pojąć nie mogę, że w kampanię wyrzucania nauczania religii ze szkół (czyli przywrócenia stanu z czasów, gdy Polską rządzili zagorzali wrogowie wiary i Kościoła), zaangażował się sam Jan Turnau. Kto jak kto, ale ten znakomity publicysta z pewnością pamięta, jak wiele słabości miała katecheza prowadzona w parafialnych salkach. I jaką krzywdą dla wspólnoty wyznawców Chrystusa w naszej Ojczyźnie była decyzja komunistycznych władz usuwająca ją z sal szkolnych. I jak wielu ludzi cierpiało i było prześladowanych za obronę religii w szkole (nie mam na myśli tylko wygnania śląskich biskupów z ich diecezji, ale bolesne doświadczenia wielu zwykłych wiernych, które jakoś nie mogą się wciąż przebić do mediów i społecznej świadomości). Drogi Panie Janie. Przecież Pan lepiej ode mnie wie, że to nie obecność nauczania religii w szkole jest zagrożeniem dla wolności. To brak katechezy w szkole jest dowodem naruszania podstawowych praw ludzkich i obywatelskich. I nie obecność religii wśród przedmiotów szkołnych szkodzi Kościołowi, lecz jej nieobecność. Do roku 1989 jakoś nikt nie miał co do tego wątpliwości. A to przecież wcale nie tak dawno.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.