Strzały na ulicy obudziły w pierwszą noc w Albanii świeckie misjonarki Jagodę
i Agnieszkę.- A, to nic takiego. Tu każdy ma broń do obrony - uspokoił je rano
albański ksiądz Artan. - Nawet my mamy tu na dole dwie strzelby. To co,
postrzelamy do tarczy?
Gang polubił Jaszczureczkę
– Myślałam, że pojadę w niedostępne Andy, ale po wylądowaniu w Peru okazało się, że będę pracowała w Piura, w pustynnym pasie wybrzeża na północy kraju – opowiada Hania Chmielowska z Katowic. Piura to miasto kontrastów. Z jednej strony napuszone hacjendy rodem z peruwiańskich telenowel, z drugiej przygnębiające dzielnice nędzy. W jednej z takich dzielnic powstał ośrodek „Bosconia” i tam wysłał ją krakowski Salezjański Wolontariat Misyjny. W wyjeździe na misje finansowo pomogła Hani redakcja „Gościa Niedzielnego”.
– Piasek, piasek i jeszcze raz piasek, kurz i brud, psy tak wychudzone, że nie boję się przejść obok, bo wiem, że nie ugryzą. Słowo dom nabiera tu innego wymiaru, ni to szałas, ni lepianka, koślawe cztery ściany, klepisko, wewnątrz ława i ceglane łóżka. Gdzieniegdzie biała flaga na znak, że sprzedaje się tu chichę (alkohol z kukurydzy). I wszechobecne... gangi.
Przynależność do jakiejś bandy daje poczucie bezpieczeństwa. Większość młodych żyje w gangach, bo nie wiedzą, że można inaczej. – Nie bałaś się ich? – pytam. – Nie. Ale nie potrafię tego logicznie uzasadnić. To musiała być jakaś łaska z nieba.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Na początku roku szkolnego chodziłyśmy z koleżanką po dzielnicy i rozdawałyśmy ulotki zachęcające do nauki. Przechodziłyśmy obok stacji benzynowej, gdzie na murku spotykali się przestępcy, chłopcy z gangów. Podeszłam do Galo – szefa gangu. Spytałam, czy chłopcy nie chcieliby uczyć się w naszej szkole. Byli zdumieni, bo każdy omijał ich szerokim łukiem, a tu kobieta i do tego biała – śmieje się Hania. Coś pękło. Ani cienia agresji, ironii.
Kiedyś po bójce byli strasznie poobijani. Nie pytając o nic, podeszłam i zaczęłam opatrywać im rany. Miałam swoje lekarstwa. Coraz częściej z nimi rozmawiałam, a w końcu zaczęli się mną... opiekować. Odprowadzali mnie przez niebezpieczne dzielnice, nadali mi nawet ksywę Księżniczka, potem wymyślili inną, którą można przetłumaczyć jako: „Cukiereczek z czekolady zrobiony z mleka od owdowiałej krowy”, ale ponieważ nie przyjęła się, bo była za długa, nazwali mnie Hanjape, czyli... Jaszczureczka. Od mojego imienia – śmieje się Hania.
Kiedyś na ulicy zaczepił mnie jakiś pijany gość i zaczął rzucać na mój temat pikantne żarciki. I następnego dnia trzech chłopców z gangu szukało mnie po całej Bosconii tylko po to, by mnie przeprosić za zachowanie tego faceta. To mnie rozwaliło. Byłam bardzo wzruszona.
Wszystko działo się w dzielnicy Nowa Nadzieja, widniejącej w kartotekach policyjnych jako czerwona strefa, czyli miejsce o najwyższym wskaźniku przestępstw. Zastanawiałam się kiedyś, ile szans miałaby gringa (biała kobieta) na bezpieczne przedostanie się z „Bosconii” na przystanek mikrobusów: trasę, którą przebywałam codziennie kilka razy. Oszacowałam, że jako gringa 1 proc., jako ukochane dziecko Boga – 99 proc.
Czego nauczyłam się na misjach? Że nie wolno ufać pozorom – odpowiada Hania. – Dzieci ubrane są kolorowo, ale gdy uważnie się przyglądniesz, te ciuchy to tak naprawdę sprany strzępek materiału, noszony na zmianę z jednym z dziesięciorga rodzeństwa. Trzeba się przyglądać. Zauważysz na przykład, że twoja najlepsza uczennica Rosa zaczyna kulić się z bólu podczas zajęć. Nie chce, aby ktoś zauważył. Jest nieuleczalnie chora, a nie ma pieniędzy na środki łagodzące ból. Chrystian przyszedł na zajęcia z maczetą. Ktoś mu obiecał, że go zabije. Musi się bronić...
Misje zaskakują bo, jak się okazuje, placówka misyjna to niekoniecznie busz i półnagie indiańskie dzieci. Będąc w Piura wiele bym dała za zieleń i busz. Ale moja misja to były piaski i piaski. Nie przyszło mi też cierpieć za miliony. Wystarczyły własne problemy żołądkowe.
Hania łamie stereotyp. Wyobrażamy sobie misjonarza jako człowieka silnego, odważnego i zakorzenionego w wierze. – A ja nie jestem supermenką, boję się ciemności i ciągle kłócę z Bogiem – uśmiecha się.