Czyli praktycznie stało się to, czego chcieli aborcjoniści. Przecież dziecko walczyło o życie po nieudanej aborcji.
Kilka tygodni temu Polskę obiegła wiadomość, że w jednym z wrocławskich szpitali dziecko przeżyło aborcję. Noworodek walczył o życie przez kilka tygodni, jednak jego życia nie udało się uratować. Poinformowała o tym Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie jego śmierci.
13 lutego na stronie fundacji Pro-Prawo do Życia można było przeczytać: „Podczas legalnej procedury tzw. przerwania ciąży, wywołano u pacjentki sztuczny poród, co zakończyło się urodzeniem ważącego ok. 700 gramów dziecka w 23/24 tygodniu ciąży”.
Sprawę opisywał nasz dziennikarz Karol Białkowski: "Rodzice przyszli do szpitala z kompletem badań prenatalnych, z których wynikało, że dziecko ma zespół Downa. To wystarczyło, żeby zgodnie z prawem mogli domagać się aborcji.[...] Wiele wskazuje na to, że zabieg terminacji ciąży – jak fachowo nazywa się zabijanie nienarodzonych dzieci – nie udał się, bo nie pozwolił na to jeden z lekarzy".
Ginekolodzy wywołali sztucznie poród. "Wiadomo, że dziecko, które urodzi się w taki sposób, nie jest zdolne do samodzielnego życia poza łonem matki. Zwykle śmierć następuje jeszcze przed przyjściem na świat, jednak często, jeśli dziecku udaje się przeżyć, umiera dopiero po kilku minutach. Dziecko może w tym czasie dawać oznaki życia. Tak było w tym konkretnym przypadku. Wszystko przebiegało wedle ustalonego scenariusza, gdy jednak dziecko pojawiło się na świecie, jeden z neonatologów postanowił rozpocząć akcję ratunkową" - pisze nasz dziennikarz.
Reanimacja się udała, dziecko cudownie ocalono przed zbrodniczym prawem, które pozwalało go zabić. Przez trzy tygodnie noworodek walczył o życie, będąc jednocześnie żywym dowodem na to, że aborcja nie jest zwykłym zabiegiem, ale morderstwem dokonywanym w świetle polskiego prawa. Legalnym uśmiercaniem człowieka. Niestety - po trzech tygodniach od narodzenia dziecko zmarło. Dziecko, nie nieudanie abortowany płód.
AKTUALIZACJA: Pojawiły się też nowe informacje, które rzucają nowe światło na ewentualną przyczynę podjęcia przez lekarzy reanimacji abortowanego dziecka. Portal "wpolityce.pl" pisze na swoich stronach, że według jednego z lekarzy, doszło do porodu na sali, wśród innych kobiet. Stwierdza on, że zdarzają się przypadki, iż po podaniu leku na wywołanie akcji porodowej (np. cytotecu) dochodzi do niej bardzo szybko. Portal sugeruje tym samym, że pacjentka mogła zacząć rodzić zanim trafiła na porodówkę. Tym samym świadkami wydarzenia mogły być osoby postronne, co wymusiło na lekarzach akcję ratunkową.
O narodzinach Dziecka z Wrocławia przeczytasz TUTAJ.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.
Według FSB brał on udział w zorganizowaniu wybuchu na stacji dystrybucji gazu.
W audiencji uczestniczyła żona prezydenta Ukrainy Ołena Zełenska.