Pochlebstwo to poważny grzech. Utrudnia błądzącemu nawrócenie, a i często wystawia go na pośmiewisko.
„Świeccy o prawdziwie chrześcijańskiej formacji nie powinni potrzebować pilotującego ich biskupa (...) klerykalnego impulsu, by wypełniać swoje zadania (...). Kto to powiedział? Łatwo się domyślić, że nie żaden antyklerykał i wróg Kościoła, ale sam papież Franciszek. Wyraźnie jednak krytykuje. Oburzać się? Nie ma czym. Zresztą moim zdaniem krytyka papieska tylko pośrednio dotyczy biskupów. To przede wszystkim przytyk wobec świeckich, którzy zamiast brać sprawy od nich zależne w swoje ręce, ciągle oglądają się na kościelnych hierarchów. Ale mniejsza o to: chodzi o sam fakt. Papież widzi potrzebę zastanawiania się i rozmawiania o naszym Kościele. A my?
Trochę tylko upraszczając można chyba powiedzieć, że ostatnimi laty koncentrujemy się na tym, co na zewnątrz. I wcale nie o nową ewangelizację czy misje mi chodzi, ale o konfrontację ze światem. Zwieramy szeregi wytykając błędy i tropiąc nieprawości. W porządku, tego też trzeba. Jednocześnie jednak chyba zapominamy o dialogu wewnątrz Kościoła. Że trzeba ciągle przemieniać go tak, by będąc wierny Chrystusowi, stawał się też gościnnym i przyjaznym domem zarówno dla tych, którzy stale w nim są jak i dla tych, którzy kiedyś z niego uciekli. Naiwnością przecież jest sądzić, że te zwarte szeregi ułatwiają tym ostatnim odnaleźć się w Kościele. A i nas bez tego dialogu, coraz więcej może w nim uwierać.
Wydaje mi się, że niechęć do rozmawiania o Kościele i potrzebnych w nim korektach wynika co najmniej z kilku powodów. Wśród nich dwa wydają się mieć największe znaczenie. To po pierwsze przekonanie, że w dobie konfrontacji z tymi, którzy na zewnątrz i zwierania szeregów, krytyka własnej wspólnoty to zdrada. Po drugie wielu, zwłaszcza świeckich, jest przekonanych, że od ewentualnych zmian są jakieś mądre głowy i że im, szaraczkom, lepiej w tych sprawach nie zabierać głosu. Bo jeszcze mogłoby się okazać, że się nie znają albo ktoś mógłby spojrzeć na nich krzywym okiem.
Mam ostatnio okazję uczestniczyć w pracach II Synodu Archidiecezji Katowickiej. Fascynującą sprawą jest patrzyć, jak przy dyskusji nad kolejnymi przygotowanymi przez synodalne komisje dokumentami, zabierający głos coraz odważniej się wypowiadają. I to nie tylko w kwestiach drobnych, technicznych poprawek, ale też w sprawach fundamentalnych. To dobrze, tak trzeba. Że w głosowaniu część tych pomysłów przepada? Przecież nie każdy pomysł jest dobry. Ale ważne że rozmawiamy. I że słyszą nas obecni na sali biskupi (z naszym arcybiskupem na czele). Przecież synody nie są od decydowania, ale doradzania. Tragedią byłoby, gdyby wezwani na synod próbowali odgadywać myśli biskupów i doradzali im tylko to, co oni sami uważają za dobre i pożyteczne.
Taka odważna dyskusja jest Kościołowi potrzebna. Pomaga mu ciągle na nowo się nawracać (słowo lepsze niż reforma) na Ewangelię. I jeśli naprawdę kochamy naszą Matkę-Kościół, musimy mieć odwagę o ważnych dla niego (niej) sprawach mówić. Byle z miłością.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.