Projekt ustawy o in vitro autorstwa posła Bolesława Piechy zakłada m.in. adopcję już istniejących embrionów, które dotąd nie znalazły się w organizmie matki. Jak taka adopcja miałaby przebiegać, autor próbował wyjaśnić "Gazecie Wyborczej".
O losie embrionów ma prawo decydować kobieta, z której komórek jajowych powstało nowe życie. Ma około dwóch lat, by zdecydować, czy zgadza się na wszczepienie sobie embrionu. Jeśli się na to nie zdecyduje, sprawę przejmuje sąd opiekuńczy i tak jak w przypadku narodzonego dziecka zostaje wszczęta procedura adopcyjna. Kiedy znajdzie się kobieta, która chce urodzić takie dziecko, a sąd przyzna jej do tego prawo, transferuje się embrion do jej organizmu. Poseł Piecha tłumaczy, że to nie to samo, co zapłodnienie in vitro, ponieważ w tym przypadku mamy do czynienia z embrionem, który już istnieje. Wszczepia się go kobiecie, by uratować mu życie. Nie mamy w tym przypadku do czynienia z łączeniem komórek w probówce i tworzeniem nowego życia. Tylko etap wszczepiania byłby przejściowo dozwolony – wyjaśnia poseł. Rodziców dla dzieci szukałyby ośrodki adopcyjne. O adoptowaniu zamrożonych embrionów decydowałby sąd. Jeśli biologiczni rodzice, z których komórek powstały zarodki, nie zgodziliby się na adopcję, ponosiliby w dalszym ciągu koszty ich mrożenia. Bolesław Piecha zwrócił jednak uwagę, że zamrażanie nie daje pewności przeżycia embrionu.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.