Gdyby Chiny miały tyle zabójstw na 100 000 mieszkańców, jak maleńki Salwador, to byłoby tam rocznie 800 000 ofiar zabójców - tego makabrycznego porównania dokonał ostatnio madrycki dziennik "El Pais".
Od 1 do 20 sierpnia zanotowano w Salwadorze 508 zabójstw, o 41 więcej niż w lipcu - poinformował Instytut Medycyny Sądowej w San Salvadorze, stolicy kraju liczącego 6,3 miliona mieszkańców.
W tym roku dokonano już w Salwadorze 3 840 zabójstw.
Salwadorskie służby bezpieczeństwa podają, że utrzymująca się od kilku lat na podobnym, wysokim poziomie liczba zabitych to wynik starć między policją i wojskiem a coraz liczniejszymi bandami przestępczymi. Są one coraz lepiej uzbrojone i według hiszpańskiej agencji EFE dysponują nowoczesną bronią, w tym karabinami automatycznymi, jakie są na wyposażeniu armii salwadorskiej.
Według danych ONZ za 2014 rok, 43 proc. ludności kraju żyło w ubóstwie, a 19 proc. w absolutnym ubóstwie.
Rząd salwadorski oskarżył ostatnio przywódców zbrojnych band o to, że starają się zabijać coraz więcej stróżów porządku, aby wymóc na władzach haracze i lepsze warunki pobytu w więzieniach dla aresztowanych "bossów" bandyckich klanów.
Według salwadorskich mediów niektóre zbrojne bandy w Salwadorze zostały utworzone przez emigrantów, którzy powrócili ze Stanów Zjednoczonych, inne przez bossów mafijnych przybyłych z innych krajów Ameryki Łacińskiej.
Przemoc utrzymująca się na terenie Salwadoru jeszcze pogłębia nędzę społeczeństwa, ponieważ 60 proc. potencjalnych inwestorów zagranicznych obawia się angażować swój kapitał w kraju, który nie jest w stanie zagwarantować im minimum bezpieczeństwa.
Według oficjalnych tegorocznych danych co czwarte przedsiębiorstwo z tych, które zainwestowały w Salwadorze, poniosło straty materialne wskutek panującej tam przemocy.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.