Kościół nie jest wspólnotą bezgrzesznych, ale grzeszników, którym okazano miłosierdzie.
W ostatnią sobotę Radio Watykańskie podało krótką informację na temat wywiadu, którego udzielił nowo nominowany arcybiskup Brukseli, Jozef De Kesel. Napisano m.in.: „Nie jest on natomiast zadowolony z uwydatniania miłosierdzia w podejściu do innych ludzi. Dla mnie jest to ważne słowo, ale tak czy inaczej jest ono jednak dość protekcjonalne – podkreśla belgijski hierarcha.” Nie jest to oczywiście dokładny cytat, niemniej stwierdzenie warto zauważyć. Wydaje mi się – niestety - że takie postrzeganie słowa „miłosierdzie” nie jest rzadkie, choć zwykle zapewne przez osoby niezwiązane z Kościołem.
Miłosierdzie kojarzone jest bowiem z litością. Z wywyższeniem tego, który je okazuje i poniżeniem obdarzanego. Jest jak dobroczynność, która buduje wielkość dobroczyńcy kosztem tego, komu pomaga. Kompletne odwrócenie pojęć. W przypadku Boga i Kościoła zdecydowanie toksyczne. Nikt w końcu nie marzy o tym, by zostać poniżony.
Trzeba nieustannie powtarzać: źródłem miłosierdzia, o którym mowa, jest Bóg. Nie człowiek. To On przebacza. To On obdarza. To On przygarnia. Podnosi, nie poniża. Jeśli Kościół jest zobowiązany do głoszenia miłosierdzia i okazywania go światu, to nie jako jego dawca, ale ten, który jako pierwszy został nim obdarowany. Za darmo.
Kościół nie jest wspólnotą bezgrzesznych, ale grzeszników, którym okazano miłosierdzie. Dlatego musi – i chce – głosić je innym. Nie jesteśmy ani odrobinę lepsi niż ci, którym mamy nieść Boże miłosierdzie. A może nawet gorsi. Różni nas tylko to, że nam przebaczono.
Boże miłosierdzie nie kłóci się z szacunkiem do człowieka. Bóg podnosi, nie poniża. Osłania, nie stawia pod pręgierzem. Jeśli my postępujemy wobec naszych braci inaczej, to sprzeciwiamy się Bogu.
Boże miłosierdzie nie kłóci się z dostrzeżeniem dobra, które jest w człowieku. Nie kłóci się z uznaniem dla jego dobrych czynów. Bóg widzi każde dobro. I każde dobro wynagradza. Ale przecież nie ze względu na czynione dobro obdarza miłosierdziem. Głoszenie Bożego miłosierdzia nie wymaga zmieszania człowieka z błotem. Taka praktyka, owszem, istnieje, ale uważam ją za błędną. Ale jeśli poprzestaniemy na szacunku i uznaniu, pomijając rzeczywistość grzechu, po co nam Boże miłosierdzie? Po co zbawienie?
Nikt nie jest w stanie zbawić się sam. Nikt nie jest w stanie zasłużyć na zbawienie. Każdy – bez wyjątku – potrzebuje łaski. Każdy potrzebuje Bożego miłosierdzia. Jesteśmy od Niego zależni. Jesteśmy jego stworzeniem. I – wskutek łaski – Jego dziećmi.
Nie ma dla nas innej drogi niż Jego miłosierdzie. Nie można o tym nie mówić. Koniecznie jednak trzeba mówić – i okazywać je – w taki sposób, by nikt, nawet przez sekundę, nie poczuł się traktowany protekcjonalnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.