Włoscy obrońcy rodziny zamierzają się skrzyknąć w ogólnonarodowy ruch lub partię. To odpowiedź na ignorowanie ich żądań przez polityków i tworzenie praw wymierzonych w rodzinę.
Tradycyjna rodzina coraz bardziej wypychana jest z przestrzeni publicznej i zastępowana jej „nowoczesnymi” odmianami. Jakby już samo słowo tradycyjna oznaczało coś przestarzałego. Najlepszym przykładem tego był ostatnio słynny Festiwal Piosenki w Sanremo, gdzie większość artystów wychodziła na scenę przepasana wielokolorową szarfą symbolizującą „tęczowe małżeństwa”, jak nad Tybrem popularnie nazywa się homozwiązki. Honorowym gościem festiwalu był Elton John. A że było to tuż przed głosowaniem we włoskim senacie ustawy legalizującej związki jednopłciowe, komunikat był wyraźny.
Na takie tworzenie świata pod dyktat tylko jednego lobby nie godzą się włoskie rodziny. Nad Tybrem od 2007 r. widać to z coraz większą mocą. Gdy zaczęto promować „europejskie”, czytaj „antyrodzinne” prawa na ulice wyszedł pierwszy Family Day, a potem kolejne. W ciągu minionego pół roku ulicami Rzymu przeszło ponad 3 mln obrońców rodziny. Ramię w ramię szli chrześcijanie, muzułmanie, żydzi, wierzący i niewierzący. Łączyło ich jedno – dobro rodziny i troska o przyszłe pokolenia. Tych ludzi nie mobilizowały żadne partie, czy ugrupowania skrzyknęli się sami, często za pomocą mediów społecznościach, bo one wciąż są wolną platformą komunikacji. Nie manifestowali przeciwko komuś, przypominali społeczeństwu o często niedostrzeganym pięknie i wartości rodziny.
Że ich głos jest bardzo potrzebny świadczy wprowadzanie bocznymi drzwiami rzeczy, które jak na razie zakazane są przez włoskie ustawodawstwo. Chodzi m.in. o korzystanie z matek surogatek i macicy do wynajęcia. Okazuje się, że nie można, a jednak można. Dwa przykłady z ostatnich dni. Jeden z promotorów adopcji dla homoseksualistów lewicowy polityk Nichi Vendola ogłosił, że został „ojcem”. Bez problemu publicznie wyznał, że dawcą nasienia jest jego partner Kanadyjczyk, jajeczka – wyselekcjonowana kobieta ze Stanów Zjednoczonych, a macicy – dziewczyna z Indonezji. Całość „narodzin” kosztowała ponad 150 tys. euro. Trybunał w Rzymie pozwolił też na adopcję w związku dwóch lesbijek. Jest to pierwszy taki przypadek we Włoszech. Chodzi o cztero- i ośmioletnią dziewczynkę. Córka pierwszej z kobiet została poczęta naturalnie, a druga na drodze zapłodnienia in vitro, które przeprowadzono w Danii. Obecnie trybunał pozwolił kobietom na „skrzyżowaną adopcję” córek, na drodze, jak to określił, „adopcyjnego wyjątku”. Każdej z nich został przyznany status matki biologicznej i społecznej. Sąd pozwolił też kobietom i ich córkom na przyjęcie wspólnego nazwiska.
Stanowienie prawa coraz bardziej tylko pod dyktat jednego lobby pokazuje, że trzeba ogromnej mobilizacji tradycyjnych rodzin. Włosi wskazują też na konieczność połączenia sił na arenie międzynarodowej i wymiany wzajemnych doświadczeń, bo takie inicjatywy jak włoski Family Day mocno obecne są przecież choćby we Francji, Słowenii, Chorwacji czy Polsce. Włoscy obrońcy rodziny zamierzają się też skrzyknąć w ogólnonarodowy ruch lub partię. Dyskusja toczy się jednak o to, czy zamiast pomóc nie zaszkodzi całej sprawie. Obecnie trwa narodowa konsultacja. Pewne jest jedno, że rodziny muszą dać zdecydowany opór przepychanemu ustawodawstwu. To co się dzieje obecnie nad Tybrem przewodniczący włoskiego episkopatu nazwał „prześladowaniem moralnym wymierzone przeciwko tym, którzy bronią swej wiary oraz nie podlegających negocjowaniu wartości, takich jak życie, rodzina, małżeństwo”. Świat musi słyszeć nie tylko o prawach „tęczowych małżeństw”, ale i o tym, że dzieci mają prawo wzrastać w obecności ojca i matki. A rodzina jest rzeczywistością antropologiczną a nie ideologiczną.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.