Czy prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew w niedawnym liście do Wiktora Juszczenki wysyła Ukrainie sygnał przedwyborczy, jak było to w 2004 roku, czy też jego przesłanie to znak wyczerpującej się cierpliwości Rosji wobec Ukrainy, jak wcześniej wobec Gruzji? Hipotezy te rozważa w piątkowym "New York Times" dwóch amerykańskich politologów.
Eugene B. Rumer z Instytutu Narodowych Studiów Strategicznych i David J.Kramer, który w Departamencie Stanu za rządów George'a W. Busha zajmował się m.in. Rosją i Ukrainą, zaznaczają, że list daje okazję do niekonwencjonalnych domysłów na temat prawdziwych motywów Miedwiediewa.
"Obiegowa mądrość głosi, że przywódcy rosyjscy nie byliby tak beztroscy, by użyć siły militarnej na Krymie, gdzie według doniesień etniczni Rosjanie otrzymują rosyjskie paszporty, a w bazie w Sewastopolu służy rosyjski personel marynarki wojennej" - zauważają autorzy. Dodają, że powszechne przekonanie mówi, iż Ukraina byłaby większym wyzwaniem dla rosyjskiej armii niż Gruzja.
Analizując list Miedwiediewa zauważają, że zbiegł się on z innymi krokami: 8 sierpnia prezydent Rosji spotkał się z żołnierzami, którzy rok temu brali udział w wojnie z Gruzją, a 10 sierpnia - przesłał do Dumy projekt nowelizacji ustawy regulującej użycie rosyjskich wojsk za granicą, który wymienia kilka nowych okoliczności uzasadniających takie operacje. To między innymi odparcie ataków na rozlokowane tam rosyjskie oddziały i obrona rosyjskich obywateli przebywających za granicą.
"Rosja wystąpiła przeciwko Gruzji nawet bez takiej ustawy" - przyznają. Dodają, że hipotetyczne wystąpienie Rosji przeciw Ukrainie z roszczeniami dotyczącymi Krymu wyrządziłoby szkody nie do naprawienia w relacjach Moskwy z Zachodem.
Podkreślają przy tym, że list Miedwiediewa "dotyczy dosłownie wszystkich aspektów stosunków rosyjsko-ukraińskich" i "pozostawia mało miejsca dla rozładowania napięcia". Zauważają: "relacje między dwoma krajami były tak złe przez tak długi czas, że wszyscy przyzwyczaili się do wymiany ostrych zdań między dwiema stolicami" i pod tym względem "sytuacja przypomina stosunki rosyjsko-gruzińskie w przededniu zeszłorocznej wojny".
Autorzy artykułu przyznają, że nie jest to pierwszy raz, gdy Rosja próbuje ingerować w wewnętrzne sprawy Ukrainy: przed wyborami prezydenckimi w 2004 Moskwa poparła Wiktora Janukowycza.
"Ale co w przypadku, gdy list Miedwiediewa nie jest po prostu powtórką 2004 roku?" - pytają. Według autorów ostrzeżenia zawarte w przesłaniu gospodarza Kremla "sugerują zamiar Rosji, by eskalować już napięte stosunki" między oboma krajami.
"Poleganie na obiegowej mądrości może prowadzić do skutków, których sobie nie wyobrażamy, jak pokazała to zeszłoroczna wojna rosyjsko-gruzińska. List Miedwiediewa (...) daje sposobność, by poćwiczyć naszą zbiorową wyobraźnię, w pogoni za biegiem wydarzeń, który wzmocniłby naszą wiarę w obiegową mądrość" - konkludują autorzy artykułu.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.