Śmigłowiec, na którego pokładzie znajdował się znany polityk indyjski, rozbił się w dżungli na południu kraju - podały w czwartek media w Delhi. Z najnowszych doniesień wynika, że żadnej z pięciu osób, znajdujących się na pokładzie, nie udało się przeżyć katastrofy.
Śmigłowcem lecieli: szef rządu stanu Andhra Pradeś Y.S.Rajasekhara Reddy, pilot, funkcjonariusz ochrony i dwaj urzędnicy. Reddy był wpływowym politykiem indyjskiej partii Kongresu Narodowego.
Do katastrofy doszło w środę, ale śmigłowiec zlokalizowano dopiero po 24 godzinach. W poszukiwaniach maszyny uczestniczyło ponad dwa tysiące żołnierzy, 11 innych śmigłowców oraz samoloty. Akcję utrudniały silne opady deszczu. Ze względu na opady ratownicy nie mogą też wylądować w miejscu katastrofy.
Reddy wyleciał w środę z Hajdarabadu by odwiedzić wieś w okręgu Chittoor, gdzie realizowany jest rządowy program pomocy. Lot miał trwać dwie godziny - po godzinie jednak utracono kontakt z załogą śmigłowca. Maszyna rozbiła się w zamieszkałej przez tygrysy gęstej dżungli regionu Nallamalla, gdzie od lat działa maoistowska partyzantka. Władze wykluczyły jednak możliwość by to partyzanci zestrzelili helikopter Reddy'ego.
Co najmniej 17 osób zginęło, gdy zawaliła się kopalnia koltanu, dziesiątki wciąż są pod gruzami.
Przez dwa dni jurorzy będą oceniać malunki, a w niedzielę ogłoszą werdykt.
Duchowni udadzą się do Anglii, Irlandii, Niemiec oraz Norwegii.
Przestrzegł też przed możliwymi konsekwencjami tej technologii dla rozwoju dzieci i młodzieży.
Aktywiści płacą nakładane na nich grzywny i kontynuują proceder.
W ocenie ZPP obecna sytuacja związana z płacami pracowników ochrony zdrowia jest nieracjonalna.