Reklama

Zupełna niepewność co do wyniku

Wobec braku nowych sondaży od tygodnia wynik piątkowego referendum w Irlandii w sprawie unijnego Traktatu z Lizbony jest zupełnie nie do przewidzenia. Antyrządowe protesty kolejnych grup społecznych dotkniętych recesją rodzą podejrzenia, że wynik, tak ja w ubiegłym roku, może być negatywny.

Reklama

"Głosowałam +nie+, bo chcę zmiany rządu" - mówi PAP po wyjściu z lokalu wyborczego przy Pearse Street 40 letnia Ann. "Rząd mówi, że będzie więcej pracy, ale mu nie wierzę" - dodaje. Tak samo odpowiadają kolejne dwie zapytane osoby. Helen nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego. "To dla mnie za skomplikowane, nie rozumiem, o co chodzi z tym traktatem, niech pani spyta innych"- mówi. Ale głosowała "nie". 70-letni emeryt nie ma problemu z wyjaśnieniem. "Głosowałem +nie+, bo Europa zmienia się w jedno państwo jak USA. A my musimy utrzymać niepodległość" - mówi. Ponadto nie podoba mu się też, że rząd zamroził emerytury.

Inny starszy pan o lasce wyznaje, że głosował +tak+. "Tylko dlatego, że morderca Gerry Adams namawia, by głosować +nie+" - wyznaje. Nie chce być w tym samym obozie, co lider nacjonalistycznej i związanej z IRA partii Sinn Fein, jedynej spośród partii reprezentowanej w irlandzkim parlamencie, która prowadziła antylizbońską kampanię.

"Głosowałam na tak, bo tak mi powiedziała córka. Powiedziała, że cała Europa na nas patrzy i muszę zagłosować na tak. Gdyby nie ona, to bym pewnie głosował przeciw" - mówi też starsza pani. A 33-letnia Regina, która do lokalu wyborczego przyszła z nowo narodzoną córka wyznaje, że "musiała koniecznie zagłosować na tak, by Irlandia pozostała w Europie". "Zwłaszcza teraz potrzebujemy Europy" - mówi.

Na dziesięć zapytanych osób, pięć wyznało PAP, że głosowało przeciw, cztery - że +tak+, a jedna nie chciała ujawnić.

"Logicznie wydaje się, że powinno być +tak+, ale naprawdę trudno przewidzieć" - mówi PAP Philippe Carr z przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Dublinie. "Nastroje ludzi są teraz bardzo chwiejne, na ulicach protesty" - dodaje

Ostatnie dostępne sondaże sprzed tygodnia dawały 55-procentową przewagę zwolennikom Traktatu z Lizbony. O wyniku mogą przesądzić niezdecydowani, których liczbę szacowano na blisko 20 proc. Referendum będzie ważne bez względu na frekwencję.

Nastroje na ulicach Dublina były w ostatnich dniach mniej jednoznaczne. W czwartek i piątek protestowali taksówkarze, a w środę w zwołanych przez organizacje lewicowe protestach wzięło udział kilka tysięcy ludzi, w tym bezrobotni, których liczba wzrosła trzykrotnie od 2007 roku.

Demonstrowali głównie przeciwko rządowi, który w odpowiedzi na historyczną recesję zapowiedział cięcia budżetowe (m.in. na usługi publiczne, w tym bożonarodzeniowe premie dla bezrobotnych), podwyżki podatków i kolejną 54-miliardową pomoc dla banków na wykupienie toksycznych aktywów. Lecz niechęć do rządu przenosili też na Traktat z Lizbony.

"Niech dadzą te pieniądze nam, a nie bankom" - mówiła 21-letnia Vanesa, zapewniając, że ponownie zagłosuje przeciw Lizbonie, jak i rządowi, który nie uszanował poprzedniego rezultatu.

Zaledwie ponad 3 miliony irlandzkich wyborców decyduje w piątek o losie Traktatu z Lizbony i zamieszkiwanej przez 500 mln osób UE. Stawka jest wysoka, bo trzecie referendum nie wchodzi w grę. Głosowanie potrwa do godziny 22 (23 czasu polskiego). Nie zapowiedziano exit polls, czyli sondaży z lokali wyborczych. Na wynik trzeba będzie poczekać do soboty, zapewne mniej więcej do godz. 17.

Skrajnie niepopularny premier Brian Cowen, któremu sondaże dają zaledwie kilkunastoprocentowe poparcie, do ostatniej chwili apelował do rodaków, by głosowali nie w sprawie oceny rządu, ale przyszłości Europy. Poparł go irlandzki biznes, hojnie finansując kampanię na +tak+. "Głosując +tak+, pomagacie Irlandii odbudować gospodarkę" - apelował w ostatnim przed cisza wyborczą przemówieniu premier Cowen.

Eksperci wskazują, że część wyborców, głosujących rok temu przeciw traktatowi, zmieniła zdanie z powodu kryzysu finansowego i gospodarczego, w którym pogrążył się "celtycki tygrys". Kryzys pokazał, że bez pomocy UE i przede wszystkim Europejskiego Banku Centralnego, który zasilił irlandzkie banki sumą 120 mld euro, Irlandia nie poradziłaby sobie. Wielu wyborców - jak oceniają eksperci - obawia się, że Irlandia może negatywnie odczuć "konfrontację z UE" i dlatego zamierzają poprzeć Traktat z Lizbony.

Irlandia - jedyny kraj wśród 27 państw UE, w którym konstytucja wymaga przeprowadzenia referendum w sprawie nowego unijnego traktatu - zgodziła się pod presją partnerów z UE na ponowne głosowanie. Irlandczycy odrzucili bowiem Traktat z Lizbony, będący już drugą - po porażce eurokonstytucji - próbą zreformowania instytucji rozszerzonej UE. Inne kraje członkowskie wybrały - z powodzeniem - drogę ratyfikacji parlamentarnej. Jeśli Irlandczycy powiedzą tak, wejście w życie dokumentu będzie już tylko zależało od podpisów prezydentów Czech i Polski, gdzie parlamenty narodowe już ratyfikowały Traktat z Lizbony.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
4°C Wtorek
rano
6°C Wtorek
dzień
6°C Wtorek
wieczór
6°C Środa
noc
wiecej »

Reklama