Biało-czerwono zrobiło się 4 października na Piątej Alei. Kilkadziesiąt tysięcy Polaków w czapeczkach, koszulkach, z chorągiewkami, szalikami, balonikami i parasolkami w barwach narodowych utworzyło radosny korowód na głównej ulicy Manhattanu.
Od 73 lat w pierwszą niedzielę października w Nowym Jorku odbywa się Parada Pułaskiego (nie było jej tylko po zamachu na WTC). Ruszyła w samo południe. Jedną z pierwszych i największych grup byli Polacy mieszkający na nowojorskiej dzielnicy Maspeth. Maszerowali pod wodzą proboszcza z kościoła św. Krzyża ks. Piotra Żendziana oraz Krystyny Kłodzińskiej pełniącej rolę tzw. marszałka. Za nimi defilowało kilkadziesiąt organizacji polonijnych: parafie, szkoły, dzielnice, polscy lekarze, inżynierowie, rzeźnicy, żeglarze…, organizacje społeczne i charytatywne. Wiele osób paradowało w strojach regionalnych, na udekorowanych przyczepach w białych sukniach jechały dziewczyny wybrane w poszczególnych grupach na miss parady. Było nie tylko kolorowo, ale i głośno. Harcerze oferowali zestaw pieśni patriotycznych, pobrzmiewały rytmy disco-polo grane na żywo z przyczep z głośnikami, orkiestry dęte szkół średnich przygrywały rytmiczne marsze, skandowano: „Polska! Tak się bawi, tak się bawi, Polska!”. Na trybunie konferansjerki po polsku i po angielsku przedstawiały poszczególne grupy. Pod katedrą św. Patryka Polaków pozdrawiał abp Nowego Jorku - Timothy Dolan. Wzdłuż trasy ludzie wymachiwali chorągiewkami i witali okrzykami do maszerujących. Parada trwała ponad 4 godziny. Po jej zakończeniu w parafii w Maspeth i w wielu innych miejscach odbywały się potańcówki i biesiady. Impreza zjednoczyła emigrantów wszystkich pokoleń. Było dużo młodych ludzi. – Tu się czuje patriotyzm…, może bardziej niż w Polsce – powiedziała mi jedna z uczestniczek. Klimat był piknikowo-amerykański, ale widziałem dumnych i wzruszonych rodaków. W mieście uchodzącym za centrum świata Polacy pokazali się radośnie, głośno, kolorowo i, co ważne, bez kompleksów.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.