Rzucam hasło: RATUJMY CHRZEŚCIJAŃSKIE ŚWIĘTA NARODZENIA PAŃSKIEGO.
Dziennikarze jednej z komercyjnych stacji radiowych w Polsce wyrazili wielkie zdumienie, że 20 października w berlińskich sklepach można kupić czekoladowe mikołaje, adwentowe kalendarze i świąteczne obrusy. Mało tego. Okazuje się, że niemal w każdym amerykańskim sklepie można już kupić świąteczny asortyment. A pierwszy internetowy sklep ruszył ze świąteczną promocją już na przełomie lipca i sierpnia.
„Chłopcy chyba nie chodzą do polskich sklepów” – pomyślałem, słysząc te rewelacje. Zdarzyło mi się w ostatnich kilkunastu dniach przez nieuwagę nawiedzić kilka hipermarketów i dyskontów w najbliższej okolicy. We wszystkich w głównych alejkach i na najważniejszych półkach ze zniczami i wieńcami ze sztucznych kwiatów (brrrr!) dzielnie rywalizują plastikowe choinki, bombki i słodycze w opakowaniach z motywami bożonarodzeniowo-świątecznymi. Pierwsze tego typu znalezisko trafiło mi się w tym roku nie dwudziestego, ale drugiego października.
Powie ktoś: „Drobnostka, którą nie warto sobie zawracać głowy. Przecież nikt nie zmusza do kupowania szpica do choinki w październiku”. Teoretycznie będzie miał rację. Mogę przecież zamknąć oczy i po omacku trafić do półki z chipsami o smaku serowo-ziołowo-bekonowym. A zmaltretowanego czekoladowego mikołaja kupić dopiero w grudniu. Pewnie, że mogę. Mogę też w ogóle zrezygnować z chipsów, a kawę do ekspresu kupować na targu. Tylko czy jeśli udaję, że czegoś nie widzę, to tego nie ma? Czy jeśli będę udawał, że nie widzę nadchodzącej fali tsunami, to ona nie porwie mojego domu?
Trzeba to uczciwie powiedzieć. Chrześcijańskie święta Narodzenia Pańskiego znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie. Są bardzo, ale to bardzo zagrożone. Na różne sposoby.
Z jednej strony chrześcijańskie święta Narodzenia Pańskiego stały się przedmiotem niespotykanej na skalę globalną komercjalizacji i manipulacji ze strony handlowców. „Przyspieszanie” rozpoczęcia okresu świątecznego z sklepach zaczyna przybierać absurdalny wymiar. Nadzwyczaj szybko może dojść do sytuacji, w której świąteczne promocje i bożonarodzeniowe okazje pojawią się już w lipcu nie tylko na jednej czy drugiej stronie internetowej, ale staną się „codziennością” we wszystkich placówkach handlowych. A facet udający mikołaja będzie chodził po polskich hipermarketowych parkingach z wielką brodą i czerwonej czapeczce, ale w szortach i klapkach japonkach. Chrześcijański kilkutygodniowy Adwent stanie się w tej sytuacji dziwacznym anachronizmem, którego sensu nikt nie będzie rozumiał.
Przesuwanie świątecznej atmosfery do przodu nie jest zresztą tylko domeną handlowców. Jedna z kreskówkowych stacji telewizyjnych dla dzieci już kolejny rok organizuje dla polskich dzieci wielką akcją pod hasłem „Święta w listopadzie”, a choinki, bombki, prezenty i dzwoneczki od wielu dni wypełniają część telewizyjnego ekranu i strony internetowej tego kanału.
Z drugiej strony chrześcijańskie święta Narodzenia Pańskiego coraz bardziej zagrożone są usuwaniem w cień ich rzeczywistej treści i sensu ze względu na poprawność polityczną. Już wkrótce znów pewnie usłyszymy w mediach o kolejnych szkołach i innych instytucjach, które w imię nieurażania uczuć religijnych będą Boże Narodzenie nazywać „zimowymi świętami”, a zamiast „stajenek z Jezusem, Maryją i Józefem” i zamiast jasełek będą proponować jakieś pozbawione jakiegokolwiek znaczenia religijnego ozdoby i widowiska. A jedynym uzasadnieniem świętowania będzie „tradycja”. Przez bardzo małe „t”. Tradycja wydawania pod koniec roku pieniędzy i kupowania bez opamiętania.
Wygląda na to, że pora włączyć nie tylko dzwonki, ale również wielkie dzwony alarmowe i zainicjować wielką ogólnopolską i globalną akcję ratowania chrześcijańskich świąt Bożego Narodzenia.
Ale już widzę zniechęcone miny i oczy pełne wątpliwości. Czy to się jeszcze da uratować? Jak pokazują wypełnione w niedzielę samochodami parkingi wielkich hipermarketów w Polsce, z handlowcami i ich manipulacjami, wynikającymi z nieopanowanego pragnienia maksymalizacji zysku, nie jest łatwo wygrać.
Otóż to nieprawda. Da się wygrać. Handlowcy bez klientów są bezradni. Tylko trzeba odpowiednio wcześnie zareagować. W kwestii handlu w niedzielę reakcja w Polsce nastąpiła zbyt późno. Ale jeśli chodzi o zawłaszczanie Bożego Narodzenia moim zdaniem jeszcze nie jest za późno. Z poprzednich lat znane są przypadki skutecznych protestów klientów nawet przeciwko puszczaniu ze sklepowych głośników kolęd przed świętami. Więc tym bardziej, jeśli klienci zaczną masowo wyrażać niezadowolenie z wpychania im przed oczy świątecznych elementów już w październiku, handlowcy szybciutko schowają je do magazynu i wyciągną dopiero w Adwencie.
Rzucam więc hasło: RATUJMY CHRZEŚCIJAŃSKIE ŚWIĘTA NARODZENIA PAŃSKIEGO. Protestujmy przeciwko ich komercjalizacji, trywializacji, zeświecczeniu. One są nasze. To my swoją wiarą, naszą religijnością, nadajemy im sens. Nie pozwólmy ich sobie odebrać. Bo za dwadzieścia lat nasi potomkowie nie będą wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. I to będzie nasza wina. Tak, jak naszą chrześcijańską, katolicką, polską winą jest otwieranie hipermarketów w niedziele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.