Około pięciu tysięcy osób wzięło w sobotę udział w zorganizowanym przez gruzińską opozycję w Tbilisi marszu i wiecu w drugą rocznicę protestów przeciwko rządom prezydenta Micheila Saakaszwilego.
Marsz rozpoczął się przed siedzibą telewizji publicznej, zakończył w alei Rustawelego przed budynkiem parlamentu. Przemawiający podczas wiecu przedstawiciele opozycji poddali ostrej krytyce politykę władz i opowiedzieli się za kontynuowaniem starań w celu zdymisjonowania prezydenta.
W memorandum przesłanym do ambasady USA i rządu uczestnicy manifestacji domagają się wolności mediów, uwolnienia więźniów politycznych i stworzenia warunków do przeprowadzenia demokratycznych wyborów.
7 listopada roku 2007 specjalne oddziały sił porządkowych rozpędziły manifestacje zwolenników opozycji, protestujących przeciwko, jak to nazywali, "autokratycznym rządom" prezydenta Micheila Saakszwilego. Policja użyła wówczas gazu łzawiącego, gumowych pocisków i armatek wodnych, by położyć kres protestom. Dziesiątki ludzi zostało rannych. Kilka dni później Saakaszwili wprowadził w kraju na tydzień stan wyjątkowy.
Zachód, popierający Saakaszwilego, był wówczas zaszokowany akcją policji i zamknięciem opozycyjnej stacji telewizyjnej Imedi. Prezydent Saakaszwili wielokrotnie podkreślał, że policja "działała w ramach prawa i użyła tych samych środków, których używa się w państwach zachodnich".
Przed marszem w sobotę przedstawiciele gruzińskiej opozycji spotkali się na konferencji w Tbilisi w hotelu Radisson, by ocenić sześć lat prezydentury Saakaszwilego. Najostrzejszą krytykę wywołała ubiegłoroczna wojna z Rosją o Osetię Południową i wydarzenia sprzed dwóch lat.
Przewodnicząca partii Demokratyczny Ruch-Jedna Gruzja Nino Burdżanadze powiedziała, że wydarzeń z listopada roku 2007 można byłoby uniknąć, gdyby prezydent nie dążył do ukarania swych przeciwników politycznych i stłumienia działań opozycji.
=
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.