Polska przegrała w Nantes z Norwegią 20:22 (10:12) w swoim pierwszym meczu grupy A mistrzostw świata piłkarzy ręcznych. Kolejnym rywalem biało-czerwonych będą w sobotę Brazylijczycy, którzy na inaugurację ulegli gospodarzom i obrońcom tytułu Francuzom 16:31.
Nie udał się biało-czerwonym rewanż za porażkę 28:30 w mistrzostwach Europy w Krakowie. Znów zabrakło dwóch goli.
Odmłodzona przez trenera Tałanta Dujszebajewa drużyna zaczęła obiecująco. Najpierw Adam Malcher obronił karnego, a potem dwa gole z rzędu zaliczył Tomasz Gębala.
Norwegowie, którzy byli rewelacją ubiegłorocznych ME w Polsce, gdzie zajęli czwarte miejsce, nie mogli sobie poradzić z najmłodszą ekipą MŚ 2017. Przez 20 minut wynik oscylował wokół remisu, raz jedni raz drudzy obejmowali prowadzenie. Tempo było imponujące.
Wówczas Polacy zanotowali krótki okres słabszej gry. Popełnili kilka prostych błędów, m.in. faule w ataku, co rywale wykorzystali, szybkie kontry zamieniali na bramki i po trzech trafieniach z rzędu prowadzili 10:8. Tę serię przerwał potężnym rzutem z dystansu Tomasz Gębala. Nadal mocnym punktem w ekipie Dujszebajewa był Malcher, dobrze spisywał się też prawoskrzydłowy Michał Daszek i Marek Daćko na kole.
Brązowi medaliści poprzednich MŚ w Katarze we Francji występują w niemal całkowicie zmienionym składzie niż przed dwoma laty. Dlatego trudno było przewidzieć jaki poziom zaprezentują. Po pierwszej połowie kibice z pewnym optymizmem i nadziejami oczekiwali drugiej odsłony.
Po przerwie obraz gry niewiele się zmienił. Nadal toczono zaciekły bój. Malcher ponownie obronił karnego i kilka innych rzutów, ale po drugiej stronie boiska skuteczną zaporę między słupkami postawił 31-letni Espen Christensen. Nie na tyle jednak żeby nie można było doprowadzić do wyrównania czego biało-czerwoni dokonali po dwóch golach Daszka i jednym Tomasza Gębali w 37. minucie (13:13).
Polacy mogli objąć prowadzenie, gdy po wideo nie uznano Norwegom gola, ale nie wykorzystali szansy. Znów gra toczyła się bramka za bramkę. Malcher nadal dwoił się i troił, ale z pomocą przychodziły mu też słupki i poprzeczka. Rywale również się denerwowali i brakowało im precyzji.
Dziesięć minut przed końcem najskuteczniejszy w polskiej ekipie Daszek doprowadził do wyrównania 20:20. Jak się potem okazało był to ostatni gol biało-czerwonych w tym pojedynku. Ale i rywale nie potrafili zaliczyć trafienia. Przy nie zmienionym wyniku pięć minut później polski bramkarz po raz trzeci obronił karnego. Wówczas Dujszebajew poprosił o czas, żeby poukładać grę w końcówce.
Następna akcja Polaków nie była jednak skuteczna, a w odpowiedzi Skandynawowie nie pomylili się. W dodatku chwilę potem w banalnie prosty sposób biało-czerwoni zgubili piłkę i rywale mieli dwie bramki na plusie. Było 20:22 i trzy minuty gry. Czas uciekał, w ferworze walki mnożyły się kolejne błędy z obu stron i rezultat nie uległ zmianie.
Polska - Norwegia 20:22 (10:12)
Polska: Adam Malcher - Marek Daćko 2, Krzysztof Łyżwa, Mateusz Jachlewski, Przemysław Krajewski 1, Paweł Niewrzawa, Patryk Walczak, Arkadiusz Moryto, Michał Daszek 7, Maciej Gębala, Rafał Przybylski 2, Paweł Paczkowski, Łukasz Gierak 2, Tomasz Gębala 6, Piotr Chrapkowski.
Norwegia: Espen Christensen, Torbjorn S. Bergerud - Sander Sagosen 3, Joakim Hykkerud, Bjarte Myrhol 2, Kent Robin Tonnesen 2, Magnus Jondal 1, Kristian Bjornsen 5, Andre Lindboe, Magnus Gullerud, Magnus A. Rod, Christian O'Sullivan, Eivind Tangen 2, Goran Johannessen 1, Espen Lie Hansen 6.
Sędziowali: Arthur Brunner, Morad Salah (Szwajcaria).
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.