Dwadzieścia lat po zburzeniu muru berlińskiego wszyscy posłowie parlamentu graniczącej z Polską niemieckiej Brandenburgii będą lustrowani pod kątem współpracy z NRD-owską bezpieką Stasi - zapowiedział w piątek w Poczdamie premier landu Matthias Platzeck (SPD).
To reakcja na kryzys polityczny, spowodowany ujawnieniem agenturalnej przeszłości kolejnych posłów współrządzącej w Brandenburgii postkomunistycznej partii Lewica.
"Od 1990 r. w landtagu Brandenburgii nie było systematycznej kontroli pod kątem współpracy ze Stasi. To błąd. Błąd, który mści się dzisiaj" - przyznał Platzeck w wystąpieniu w parlamencie krajowym.
Zapowiedział, że jeszcze w tym roku przeprowadzona zostanie nowelizacja ustawy o wykonywaniu mandatu posła, która umożliwi uporządkowaną lustrację wszystkich członków landtagu.
Po wrześniowych wyborach regionalnych, wygranych przez SPD, Platzeck postanowił zakończyć dotychczasową współpracę koalicyjną z chadecką CDU i - pomimo wielu kontrowersji - wejść w nowy sojusz z postkomunistyczną Lewicą. Ugrupowanie to jest spadkobiercą NRD-owskiej Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED) i obecnie drugą siłą polityczną w Brandenburgii.
W opublikowanym kilka tygodni temu w tygodniku "Der Spiegel" artykule tłumaczył swoją decyzję potrzebą przezwyciężania podziałów i pojednania z ludźmi uwikłanymi w komunistyczną przeszłość. Stawiał za przykład doświadczenia budowy demokracji w RFN po 1945 r., gdzie - jak tłumaczył - byli uczestnicy systemu narodowosocjalistycznego nie zostali na trwałe wykluczeni, lecz włączeni w nową sytuację.
W piątek jednak musiał przyznać: "Koalicja miała zatroszczyć się o odnowę i lepsze zrozumienie, zamiast tego mamy kryzys moralnej i politycznej uczciwości".
Do tej pory ujawniono, że aż siedmioro z 26 posłów Lewicy współpracowało z Ministerstwem Bezpieczeństwa Państwa w dawnej, komunistycznej NRD. W piątek Platzeck wymienił dwoje, którzy przemilczeli swoją współpracę ze Stasi: Renate Adolph, która już złożyła mandat oraz Gerda-Ruedigera Hoffmanna, który w piątek wystąpił z frakcji Lewicy.
Według premiera oboje zawiedli zaufanie wyborców, rzucając kłody pod nogi nowemu rządowi landu.
W minionych tygodniach do współpracy ze Stasi przyznała się również dotychczasowa wiceprzewodnicząca landtagu Gerlinde Stobrawa, która w aktach bezpieki figuruje jako tajna współpracowniczka "Marisa". Ustąpiła ona z zajmowanego stanowiska.
Także przewodnicząca frakcji Lewicy Kerstin Kaiser nie ukrywa, że w czasie studiów w Leningradzie donosiła na swych kolegów.
Kilka dni temu ujawniono kolejny przypadek: poseł Michael Egiduis Luthardt należał w latach 1977-80 do Regimentu Feliksa Dzierżyńskiego, podległej Stasi elitarnej jednostki wojsk wewnętrznych.
Opozycja w Brandenburgii żąda zerwania przez SPD koalicji z Lewicą. Przewodnicząca frakcji CDU Johanna Wanka oceniła, że czerwono-czerwony sojusz wyrządził "niewyobrażalnie wielkie szkody" Brandenburgii. "Podważono wiarygodność wszystkich polityków - mówiła Wanka, cytowana przez agencję dpa.
Platzek nie zamierza jednak zrywać koalicji. Zażądał on za to od Lewicy, by partia ta wypełniła swe zobowiązania, związane rozliczeniem komunistycznej przeszłości. Wskazał na wstęp do umowy koalicyjnej, w którym zapewniono, że wybielanie historii dyktatury SED nie może mieć miejsca.
Także wiceprzewodniczący niemieckiego Bundestagu, pochodzący z d. NRD Wolfgang Thierse wziął w obronę czerwono-czerwoną koalicję w Brandenburgii. "Lewica musi szczerze i bez ogródek zmierzyć się ze swoją przeszłością" - zaznaczył w radiu Hessische Rundfunk.
Inaczej niż w pozostałych wschodnioniemieckich landach Brandenburgia zrezygnowała z lustracji posłów już pod rządami premiera Manfreda Stolpe, który jako wieloletni działacz Związku Kościołów Ewangelickich w NRD sam utrzymywał kontrowersyjne kontakty ze służbą bezpieczeństwa. Opowiadał się on za "polityką grubej kreski" w sprawie rozliczenia reżimu SED. Tylko w 1990 r. skontrolowano wszystkich posłów pod kątem współpracy ze Stasi. Także urzędnicy państwowi w tym landzie lustrowani są tylko, jeśli istnienie uzasadnione podejrzenie, że pełnili ważne funkcje w strukturach komunistycznych służb.
"W żadnym innym landzie służba państwowa nie przejęła tak wielu dawnych funkcjonariuszy SED. Dotyczy to szczególnie wymiaru sprawiedliwości, który przejął 55 procent prokuratorów i 45 procent sędziów (ze struktur NRD)" - napisał w czwartek dziennik "Die Welt".
Według wewnętrznych zasad Lewicy dawne uwikłanie polityków w komunistyczny reżim jest akceptowane, jednak pod warunkiem, że nie ukrywają oni tych faktów przed wyborcami.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.