A może dojrzewamy do zupełnego przeformatowania pierwszej komunii? Do uroczystości indywidualnej, rodzinnej. Wtedy, gdy dziecko przygotowane domową katechezą, szkolną nauką religii, udziałem w życiu parafii dojrzeje do tego dnia?
Przez parafie przetacza się fala uroczystości pierwszokomunijnych. Jak echo przetoczyła się przez facebooka fala komentarzy. No, nie przez całego facebooka, nie bądźmy zarozumiali; facebookowej większości to nie obchodzi. I to jest pierwsze wyzwanie – żeby obchodziło. No i – tu sprawa trudniejsza – żeby obchodziło na miarę głębi tajemnicy komunii, czyli zjednoczenia człowieka z Bogiem.
Stajemy wobec ogromnego wyzwania. Bo zjednoczenie człowieka z Bogiem – to szczyty mistyki. A w pierwszej komunii mamy do czynienia z dziećmi. Bardzo różnymi dziećmi. No, ale jeśli było Betlejem, Kana Galilejska, rybacy w Kafarnaum, Golgota z krzyżem... I tyle innych, nieraz bardzo zwyczajnych sytuacji, to znaczy, że nie my jesteśmy rozgrywającymi w tej partii, a Bóg. Wyciągam z tego prosty wniosek: nie zatraćmy zwyczajności ani pierwszej, ani tysiącznej komunii. W zwyczajności wielkość Bożego daru baz wątpienia zostanie Jego wielkością.
A więc zwyczajność. Zwyczajność w liturgii – bo to jest środowisko każdej komunii, każdego sakramentu. Pierwszą komunię roku 2017 trzeba było zaczynać gdzieś w roku 2000. Oczywiście, upraszczam. Co chcę powiedzieć? To, że zakorzenienie w parafii liturgii żywej, zgodnej z duchem i przepisami, przepojonej dobrą tradycją diecezjalną czy regionalną jest procesem trwającym wiele lat. To sprawa księży, wiernych, stabilności zespołów liturgicznych, współpracy z organistą, katechetami. To umiejętność doboru w ciągu całego roku dobrych tekstów spoza mszału – wstępów do mszy, wprowadzenia do czytań, wezwań modlitwy wiernych. Niektóre z powszechnie stosowanych nie spełniają nawet podstawowych oczekiwań zarówno zgodności z literą wprowadzenia do mszału, jak i kryteriów językowych (zwięzłość, prostota tekstu, jego rytmika). Równoległy problem to śpiew – repertuar, dostosowanie do treści liturgii, muzyczna poprawność. Jeśli przez cały rok „jakoś” to jest, to na pierwszokomunijnej uroczystości też „jakoś” to będzie.
Oprócz tekstów i śpiewu jest jeszcze poprawność ceremonii. Zawsze. Dla przykładu wskażę dwie nieprawidłowości. Celebrans wzywa „módlmy się”, a lektor maszeruje do ambony. Albo: zaczyna się modlitwa powszechna, a ministranci w tym czasie przynoszą do ołtarza kielich, rozkładają korporał, ustawiają czarę z chlebem i ampułki z winem i wodą. I mamy „przygotowanie przygotowania darów”. Robi to wrażenie, jakby pół minuty przerwy między jedną a drugą czynnością było niepotrzebną pustką. A takie małe pauzy są potrzebne, by całą akcję liturgiczną otulić spokojem. Spokojem odpoczynku, o którym pisał autor Listu do Hebrajczyków.
Wspominam o błędach i niedociągnięciach. Nie są one powszechne. Ale tam, gdzie są, kłują w oczy i stają się materiałem dla uszczypliwych, czasem napastliwych komentarzy. A jeśli nie ma poszanowania ducha i zasad liturgii (a może nawet ich znajomości), jeśli przez cały rok panuje bylejakość, to we mszy pierwszokomunijnej można się spodziewać kumulacji błędów i niestosowności. W takiej zwyczajności trudno spodziewać się mistyki. Oczywiście, nie wykluczam cudu, ale myślę, że nie powinniśmy swoją niefrasobliwością Pana Boga kusić.
A może dojrzewamy do zupełnego przeformatowania pierwszej komunii? Do uroczystości indywidualnej, rodzinnej. Wtedy, gdy dziecko przygotowane domową katechezą, szkolną nauką religii, udziałem w życiu parafii dojrzeje do tego dnia? Jedna z polskich diecezji takie zmiany zapowiadała - ciekawe, na ile one znajdują odbicie w parafialnych zwyczajach? Na pewno nie jest to łatwe. Myślę, że jednak możliwe. Zresztą, taki kierunek wskazał papież św. Pius X jeszcze w roku 1910, przytoczę stosowny fragment: „Troska o to, by dziecko wypełniło ciążący na nim obowiązek, dotyczący przykazania o spowiedzi i komunii, spada głównie na jego opiekunów, a więc na rodziców, na spowiednika, na nauczyciela i na proboszcza. Do rodziców zaś i ich zastępców oraz do spowiednika należy, według Katechizmu Rzymskiego, dopuszczanie dziecka do pierwszej Komunii świętej” [zobacz dekret Quam Singulari]. Papieski nakaz sprzed ponad stu lat wciąż nie może się przebić w naszych obyczajach. Mało tego, w niektórych diecezjach wiek bywa podnoszony.
Patrzę, jak podchodzą ze starszymi dzieci jeszcze „niekomunijne”, kładą paluszek na ustach, kreślę na ich czołach znak krzyża. Do niektórych mówię półgłosem: „Tobie to bym Pana Jezusa już dał”. Znam je, znam ich rodziny - wiem, że są przygotowane. I że nie dopuszczane do spełnienia się ich pragnienia, mogą do tego „krzyżyka” nawyknąć i kiedyś, gdy życie je omami, za komunią tęsknić nie będą. Czyj grzech to będzie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.