Każda z tych trzech historii zaczyna się nieco inaczej. Wszystkie łączy jedno: ich bohaterowie chcą wytrwać w wierności swoim sakramentalnym małżonkom.
Tomasz: Żona stanęła w drzwiach i powiedziała, że odchodzi. Nie było wybuchów złości, prób ratowania małżeństwa. Wróciła po miesiącu, ale stwierdziła, że to, co jest między nami, musimy załatwić po ludzku, nie włączając w to Boga. Tak zaczęła się w naszym małżeństwie równia pochyła. Po dwóch latach żona znów związała się z innym mężczyzną.
Monika: To ja odeszłam od męża. Miałam ku temu powody, o których nie chcę mówić. Mieszkamy osobno już od 5 lat, jesteśmy 4 lata po rozwodzie. Bardzo mocno się pogubiliśmy.
Sebastian: Przez wiele lat miałem problem z alkoholem. To doprowadziło do tego, że rozpadło się – po ludzku – nasze małżeństwo. Żona ode mnie odeszła, wpadłem w długi, straciłem właściwie wszystko.
Te trzy historie spotykają się we wspólnocie Sychar. Tomasz, Monika i Sebastian oraz inni członkowie tej grupy podjęli decyzję, by nie wchodzić w kolejne związki, bo - choć po ludzku ich małżeństwa się rozpadły - to przed Bogiem wciąż są mężami i żonami swoich współmałżonków. I chcą być im wierni. Skąd czerpią siłę, by trwać w tej wierności? Ich historie poznasz czytając tekst Szymona Babuchowskiego "Płyną pod prąd" w najnowszym numerze "Gościa Niedzielnego".
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.