Nie należałem do najbliższych współpracowników Katarzyny i Marcina P., choć mogło to tak wyglądać; działalność Amber Gold nie budziła moich wątpliwości, a ewentualne tłumaczenia zarządu były naprawdę logiczne - mówił b. pracownik tej spółki Wojciech Pastor we wtorek przed komisją śledczą.
Świadek powiedział, że z firmą Amber Gold był związany od jesieni 2010 r., a do jego obowiązków należało pozyskiwanie lokali dla oddziałów Amber Gold w - jak to określił - "topowych lokalizacjach".
Mówiąc o początkach współpracy z Amber Gold opowiadał, że podczas szkolenia wprowadzającego do firmy został poinformowany o tym, że inwestuje ona w złoto, zakupuje je w różnych miejscach, handluje nim w trakcie lokaty złożonej przez klientów kilkukrotnie i "stąd ten procent zysku z tej lokaty jest taki, a nie inny".
"Wtedy widziałem nawet takie złoto. Pamiętam to jak dziś. Poprosiłem o potrzymanie tego złota, bo nigdy nie widziałem takiej sztabki wcześniej" - powiedział, dodając, że była to półkilogramowa sztabka.
"Sama działalność Amber Gold nie budziła wątpliwości. Bardziej moją wątpliwość budził wpis KNF" - mówił Pastor, wskazując, że w pewnym momencie zaczęły pojawiać się publikacje medialne, że jeszcze w 2009 r. Amber Gold znalazła się na liście ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego.
"Dowiedziałem się o tym z internetu i poprosiłem o wyjaśnienie tego faktu. Te wszystkie wytłumaczenia Katarzyny P., całego zarządu były naprawdę logiczne" - stwierdził świadek.
Jarosław Krajewski (PiS) pytał jednak, kiedy świadek przekonał się, że Amber Gold "jest przekrętem". Pastor odpowiedział, że dokładnie to pamięta. Miało to miejsce - jak mówił - po konferencji prasowej szefa spółki Marcina P., podczas której wyjaśniał, że pieniądze klientów są zablokowane, znajdują się na kontach technicznych i klienci odzyskają je w ciągu dwóch dni. "Wtedy były zapewnienia zarządu, że te pieniądze zostaną wypłacone, ale tak się nie stało" - dodał.
Poseł PiS pytał świadka również o jego relacje z małżeństwem P. W tym kontekście przypomniał zeznania osób, które wcześniej przesłuchiwane były przez komisję i według których Pastor był bardzo bliskim współpracownikiem Katarzyny i Marcina P.
"Może to wyglądało tak z boku. Przede wszystkim moje dobre relacje były zbudowane z panią Katarzyną (...), natomiast nie miałem aż tak zażyłych relacji z panem Marcinem, jak twierdziło kilku świadków. Moje miejsce pracy było w Warszawie (...) pojawiałem się 2-3 razy w miesiącu w centrali, aby się rozliczyć z faktur, paliwa, pracy, dokumentacji, umów i wtedy rzeczywiście byłem często z panią Kasią, co było związane z pracą" - mówił.
Zapytany przez Krajewskiego kto należał więc do najbardziej zaufanych współpracowników małżeństwa P. Pastor odpowiedział, że byli to Łukasz Daszuta - adwokat Marcina P. i Katarzyny P., także członek rady nadzorczej Amber Gold, (który wcześniej we wtorek stawił się przed komisją śledczą i odmówił składania zeznań) i Michał Forc również członek rady nadzorczej spółki i rzecznik Amber Gold. "I to na tym etapie, jak ja byłem w firmie, to tyle" - powiedział Pastor.
Posłanka PiS Joanna Kopcińska poruszyła natomiast wątek operacji "Ikar". W lipcu 2012 roku Marcin P. otrzymał drogą mailową od Pawła M. rzekomą notatkę ABW dot. spółki. Za przywiezienie jej P. zapłacił M. ok. czterech tysięcy złotych. Agencja poinformowała, że notatka została sfałszowana i zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa "posłużenia się sfałszowanym dokumentem".
Pastor powiedział, że przyjechał do mieszkania małżeństwa P. w Trójmieście. Jak mówił, najpierw byli we troje, potem przyszli jeszcze Michał Forc - ówczesny rzecznik Amber Gold oraz ówczesny dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk. "Byłem w takiej sytuacji, że pan Marcin siedział z iPodem i próbował zrobić jakiś przelew na pensje, bo chyba pensje nie dochodziły, i nagle przeklął i powiedział, że kolejne konto zostało zablokowane. Wtedy też mi pokazano tę notatkę ABW" - powiedział Pastor.
"Ja się wtedy wystraszyłem, bo nie wiedziałem, czy ja nie popełniam jakiegoś przestępstwa ją czytając, tam było napisane +tajne+. Taka historia, z którą nie miałem do czynienia nigdy wcześniej, ani tym bardziej z ABW" - dodał. Mówił, że przeczytał tę notatkę, ale nie pytał o co chodzi. "Była taka otoczka, że jest to bardzo tajne, ściśle tajne, +my ci to pokazujemy, weź to przeczytaj+, i wyglądało to logicznie: firma pada, bo ktoś im podstawił nogę - tak to wyglądało z tej notatki" - powiedział Pastor.
Dopytywany, powiedział, że nie rozmawiał o tej notatce. "Uważałem, że jest to prawda (...) potem do mieszkania zaczęli przychodzić kolejni pracownicy, najpierw pan Kuśmierczyk, a potem pan Forc i w tym momencie ja pojechałem do hotelu" - powiedział Pastor.
Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) spytała, od którego momentu Marcin P. uważał, że jest podsłuchiwany i kazał współpracownikom uważać na to co mówią. "Tego to nie wiem, że jest podsłuchiwany to on mi chyba nigdy tego nie powiedział" - stwierdził Pastor.
Dodał, że to on powiedział Marcinowi P., że ktoś się nim, a dokładnie firmą Amber Gold interesuje. Jak mówił, taką informację przekazał mu właściciel budynku w Lublinie, w którym była placówka Amber Gold. Według niego, było to zapewne w czerwcu 2012 r. wtedy - jak mówił - "do właściciela lokalu podeszło dwóch panów i poprosiło o informacje, dlaczego ten lokal jest w jego budynku". Następnie - jak mówił Pastor - właściciel budynku takiej informacji udzielił, a potem zadzwonił do niego mówiąc, że miał taką wizytę.
Na pytanie szefowej komisji śledczej dlaczego "wizytę dwóch panów skojarzył z ABW", Pastor odpowiedział, że dlatego, bo właściciel budynku powiedział, że "to były jakieś służby". "Ja spytałem +policja?+ (...), a on mówi +jakieś służby+" - dodał świadek.
Wassermann zapytała również, czy przewoził gotówkę w torbach na polecenie szefów Amber Gold. "Jeżeli przewoziłem to o tym nie wiem, to znaczy nigdy samemu, ktoś mógł jechać ze mną, mieć taką gotówkę. Nigdy nie przewoziłem żadnej gotówki na polecenie zarządu, ani żadnego innego pracownika firmy" - powiedział Pastor.
Odpowiadając na pytania członków komisji, Pastor zapewniał, że nigdy nie był świadkiem rozmowy małżeństwa P. dotyczącej złota Amber Gold. Nikt też - jak mówił - nie zlecał mu, by ukryć złoto.
Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał natomiast, czy za Marcinem P. mógł stać gdański przedsiębiorca Marius Olech, czy byli oni w jakiś sposób powiązani, Pastor odpowiedział: "szczerze wątpię". "Pan Marius Olech jest znaną postacią, gdyby był - ktoś by go widział, czy coś takiego. Nie, wątpię. Pan Marius Olech inwestuje teraz tylko w nieruchomości" - dodał.
Zembaczyński zapytał też świadka, dlaczego nawet już po upadku Amber Gold wykonywał dyspozycje Katarzyny P. "Z uprzejmości, z poczucia jakiegoś humanitaryzmu (...) każdemu się należy trochę szacunku i jakichś tam warunków ludzkich" - odpowiedział Pastor. Wcześniej mówił, że w 2013 r. Katarzyna P. spotkała się z nim w Warszawie, przekazała mu 800 zł i poprosiła, żeby kupił telewizor i przekazał go przebywającemu w areszcie Marcinowi P., co Pastor zrobił.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.