Wywieranie presji, aby Polacy jako pierwsi zdobyli zimą górę nie jest potrzebne, a tym bardziej "ustalanie" składu zespołu do ataku szczytowego - uważa szef komitetu organizacyjnego narodowej wyprawy na K2 Janusz Majer. "Droga jest jeszcze daleka" - podkreślił.
Jak przyznał, czytając niektóre informacje medialne można odnieść wrażenie, że uczestnicy ekspedycji są już bardzo blisko celu i za chwilę będą na wierzchołku.
"Tymczasem droga na szczyt jest jeszcze daleka. Przede wszystkim musi być bardzo dobrze zabezpieczona, czyli zaporęczowana, namioty w poszczególnych bazach odpowiednio wyposażone, a szczególnie +trójka+, natomiast zespoły powinny mieć dobrą aklimatyzację" - powiedział PAP Majer w Warszawie podczas prezentacji książki Andrzeja Zawady "K2 pierwsza zimowa wyprawa".
A w niej ten, co wykreował i narzucił międzynarodowej opinii górskiej zimowy himalaizm, który stał się polską specjalnością, napisał w artykule publikowanym po raz pierwszy w 1988 roku: "Była duża grupa dziennikarska, której pobyt w bazie opłacały macierzyste redakcje. Nawiasem mówiąc, robili wiele złej krwi, pisząc sensacyjne artykuły".
W innym miejscu porównał K2 do niektórych gór. "K2 jest szczytem bardzo odsłoniętym i z tego powodu szczególnie narażonym na wichry. Jest górą tak trudną technicznie, że właściwie od początku wymaga technicznego wspinania. Czo Oju, które atakowaliśmy w zimie, ma się tak do K2 jak Giewont do najtrudniejszych szczytów tatrzańskich".
Majer, uczestnik i kierownik wielu wypraw zwrócił też uwagę na konieczność odpowiedniego wyposażenia obozu trzeciego, który - jego zdaniem - należałoby podnieść nieco wyżej, z 7200 m na ok. 7400 m, jeśli pozwolą na to warunki.
"W trójce powinny być dwa namioty, sprzęt do gotowania, żywność, liny i butle z tlenem ratunkowym. Co do obozu czwartego, to plan jest taki, aby założyć go na ok. 7950 m z marszu w ataku szczytowym" - dodał Majer.
Zaznaczył przy tym, że wbrew niektórym informacjom, nie ustalono jeszcze, jaki zespół jest brany pod uwagę. Jest dużo za wcześnie, aby podawać nazwiska. Na pewno czynnikiem decydującym o składzie będzie samopoczucie uczestników wyprawy danego dnia, jak również stopień aklimatyzacji.
"Jak na razie dwie noce w obozie trzecim na 7200 m spędzili Adam Bielecki i Denis Urubko. Potrzeba także, aby zespoły asekurujące miały za sobą przynajmniej jeden nocleg powyżej 7000 m. A o wszystkim i tak zadecydują warunki pogodowe. Karty rozdawać będzie wiatr, z którym się nie wygra. Przy sile 30-40 km/h na wysokości powyżej 7000 m nic się na da zrobić, nie można będzie prowadzić żadnej działalności, a przez najbliższe kilka dni ma wiać na górze ponad 50-60 km/h, więc wszyscy pozostają w bazie" - wyjaśnił 71-letni Majer.
Na to czekanie narzekał Zawada we wspomnianej książce: "Główną trudnością psychologiczną było czekanie na pogodę w górnych obozach, a czekanie w bazie było może jeszcze trudniejsze. Nie ma nic gorszego niż bezczynność wyprawy spowodowana złymi warunkami atmosferycznymi... Twardość i odporność psychniczna, zachowanie równowagi to cechy dla alpinisty równie ważne jak umiejętność wspinaczki technicznej".
Majer zwrócił się z apelem, aby "nie szaleć z atakiem szczytowym". "Wywieranie presji nie jest potrzebne, nie jest mobilizujące. Koledzy wiedzą, w jakim celu tam pojechali, ale tym nadrzędnym jest bezpieczeństwo" - podkreślił.
Również wielokrotnie zwracał na to uwagę kierownik ekspedycji Krzysztof Wielicki, mówiąc: "Szczyt jest ważny, a powrót jeszcze ważniejszy".
Wyprawa na drugi pod względem wysokości szczyt Ziemi (8611 m) jest jednym z najważniejszych przedsięwzięć wysokogórskich w historii. Zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stanowią największe, sportowe wyzwania współczesnego himalaizmu.
Z końcem grudnia pod wodzą Wielickiego do Karakorum wyruszyli: Maciej Bedrejczuk, Adam Bielecki, Jarosław Botor (ratownik medyczny), Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Piotr Snopczyński (kierownik bazy), Piotr Tomala, Dariusz Załuski (filmowiec) i Denis Urubko. Na miejscu dołączyło do nich czterech bardzo dobrych - jak ocenił Wielicki - pakistańskich wspinaczy.
Z początkiem lutego z powodów rodzinnych do kraju musiał wrócić Botor, a dwa tygodnie po nim Fronia, który doznał pęknięcia przedramienia w wyniku uderzenia samoistnie spadającym kamieniem w trakcie podchodzenia do obozu pierwszego na 5900 m drogą Basków. Nieco wcześniej w podobny sposób urazu twarzy doznał podczas wspinaczki do "jedynki" Bielecki, który po kilkudniowej przerwie powrócił do działalności górskiej.
K2 było atakowane zimą w ogóle tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 roku wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.
Miejsce to będzie oddalone od miejsc pochówków ludzi, "aby nikogo nie urazić".
Był to pierwszy zdobyty przez Polaków główny wierzchołek ośmiotysięcznika.
Oferuje bazę wojskową i złoża litu i przyjęcie przesiedlanych ze Strefy Gazy.