Piłkarze Legii Warszawa po raz dziewiętnasty w historii wywalczyli Puchar Polski. W finale na PGE Narodowym pokonali broniącą trofeum Arkę Gdynia 2:1.
Legia już od dawna jest zdecydowanym rekordzistą pod względem zwycięstw w finale Pucharu Polski. Arka triumfowała dwukrotnie – m.in. w ubiegłym roku, gdy niespodziewanie pokonała Lecha Poznań po dogrywce 2:1. W finale PP oba zespoły zmierzyły się jednak po raz pierwszy.
Legioniści zagrali bez kontuzjowanego Krzysztofa Mączyńskiego, natomiast w ekipie Arki zabrakło m.in. dynamicznego Gruzina Luki Zarandii, strzelca jednej z bramek w ubiegłorocznym finale.
Faworytem był zespół ze stolicy, który obecnie prowadzi w tabeli ekstraklasy. Legioniści przed finałem wygrali trzy ostatnie mecze, w tym dwa w lidze. Tymczasem gdynianie przegrali aż pięć z sześciu poprzednich spotkań, z czego cztery z rzędu w ekstraklasie.
„Takie serie mają znaczenie psychologiczne. Będzie nam łatwiej +wejść+ w mecz” – mówił dzień przed finałem chorwacki szkoleniowiec Legii Dean Klafuric.
Spotkanie tradycyjnie poprzedził hymn państwowy. Również zgodnie z tradycją fani obu drużyn usiedli na trybunach za bramkami, ale większość kibiców z innych stref trzymała kciuki za Legię. Sympatyków drużyny Klafurica było ok. 30 tysięcy, kibiców Arki około trzy razy mniej.
Na boisku przewaga legionistów też była widoczna. Już w 12. minucie bramkę po dośrodkowaniu z prawej strony zdobył głową Jarosław Niezgoda. Niedługo potem mogło być 2:0, ale po strzale reprezentanta Czarnogóry Marko Vesovica i rykoszecie świetną interwencją popisał się Pavels Steinbors.
W 29. minucie łotewski bramkarz był już jednak bezradny – do odbitej w polu karnym przez obrońców Arki piłki dobiegł Portugalczyk Cafu i podwyższył wynik.
Arka, która w tym momencie nie miała już nic do stracenia, ruszyła do ataku. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego próbowali strzałów z dystansu, ale za każdym razem górą był bramkarz Radosław Cierzniak - m.in. w 44. minucie po mocnym uderzeniu Ukraińca Andrija Bohdanowa.
„Historia dzieje się na naszych oczach” – transparent tej treści wywiesili w pierwszej części kibice Legii. Wcześniej były pokazy fajerwerków z obu stron – fani odpalali za bramkami zabronione na meczach race, znacznie utrudniając widoczność pozostałym widzom.
W przerwie trener Arki Leszek Ojrzyński dokonał dwóch zmian, na boisku pojawili się Grzegorz Piesio i jeden z bohaterów poprzedniego finału Rafał Siemaszko (strzelił wówczas gola).
Na początku drugiej połowy sędzia Piotr Lasyk był zmuszony do przerwania meczu. W sektorze kibiców Legii znów odpalono race i całe stadion został zadymiony. Mecz wznowiono po kilku minutach, ale w końcówce spotkania znów użyto środków pirotechnicznych, tym razem… wystrzeliwanych z sektora Arki
Od 71. minuty sytuacja gdyńskiego zespołu stała się jeszcze trudniejsza. Czerwoną kartką za brutalny faul został bowiem ukarany Piesio. Przy tej sytuacji arbiter skorzystał z pomocy VAR.
Osłabieni piłkarze Arki w 83. minucie mogli przegrywać wyżej. Bliski zdobycia gola był Sebastian Szymański, ale po strzale utalentowanego pomocnika piłka przeleciała minimalnie nad poprzeczką.
W końcówce doliczonego czasu gry Arka przycisnęła, czego efektem był gol Dawida Sołdeckiego. Chwilę później sędzia zakończył mecz i po raz 19. w historii Legia sięgnęła po Puchar Polski.
„Wielka radość. Gratulacje dla całej drużyny. Zasłużyliśmy na zwycięstwo. To dopiero pierwszy nasz krok. Dzisiaj mamy wiele powodów do radości. Oprócz zdobycia pucharu również to, że mojemu przyjacielowi Aleksandarowi Vukovicowi, legendzie Legii, urodziła się córka. Pięknie grać w takiej atmosferze, na takim stadionie. Mam nadzieję, że podobna atmosfera będzie również na Łazienkowskiej – czekają nas tam jeszcze dwa mecze ligowe. Gratulacje również dla PZPN jako organizatora finału. Także dla Arki za dojście do finału i wszystkich osób, które miały wpływ na organizację tego meczu. To święto polskiej piłki w Dniu Flagi” – podkreślił Klafuric na konferencji po meczu na PGE Narodowym.
Jego podopieczni długo prowadzili 2:0. Gola stracili w doliczonym czasie gry, ale chorwacki trener nie zgodził się, że to była nerwowa końcówka.
„Straciliśmy gola, ale nie było żadnej nerwowości w naszej drużynie. Przeciwnie, pełna dominacja i kontrolowanie przez nas spotkania. Zresztą wcześniej Arka nie miała dogodnych okazji, a my kilka. Rywale strzelili gola w ostatnich sekundach, to nie była – jak wspomniałem – nerwowa końcówka. Moja opinia o przeciwniku? Są lepsze drużyny od Arki w Polsce, ale to ona dotarła do finału. I dlatego jej gratuluję. Jednak jakość jest po naszej stronie, mamy lepszych piłkarzy. Jak będziemy świętować? Symbolicznie, w wąskim gronie, wśród zawodników i trenerów. W niedzielę czeka nas przecież kolejny ważny mecz” – zaznaczył Chorwat.
Jak dodał, brutalnie sfaulowanemu Sebastianowi Szymańskiemu „na szczęście nic się nie stało” (Grzegorz Piesio dostał za to czerwoną kartkę).
„To, czego nie lubię w polskiej lidze, to właśnie takie brutalne starcia. Zasłużona czerwona kartka. Takiego faulu nie powinno w ogóle być” – podkreślił.
W drugiej połowie mecz został przerwany na kilka minut, odpalane race spowodowały zadymienie stadionu.
„Zachowanie kibiców? Jak wspomniałem, atmosfera była fantastyczna. Podobała mi się duża liczba dzieci na trybunach, całe rodziny. Ale oczywiście nie podoba mi się taka ilość pirotechniki, rakiet, bo to właśnie m.in. dla dzieci może być niebezpieczne. Moim zdaniem powinno być mniej tej pirotechniki” – zakończył trener Legii.
Trener piłkarzy Arki Gdynia Leszek Ojrzyński powiedział:
„Przede wszystkim pierwsza połowa nie była dobra w naszym wykonaniu. Gol na 0:1 – coś takiego nie może się zdarzyć. Powinniśmy być przy tym zawodniku. Takie błędy, w meczu o taką stawkę, z takim rywalem, bolą. Niedługo potem straciliśmy kolejną bramką. Graliśmy zbyt apatycznie, choć założenia były inne. Po stracie goli mieliśmy swoje strzały, celnie i niecelne.
- W przerwie dokonaliśmy zmian i ta druga połowa była zupełnie inna. Taka, jaka powinna być już pierwsza. Zaczęliśmy wreszcie grać tak jak powinniśmy, agresywnie. Szybko dobiegaliśmy do legionistów, aby zabierać im piłkę albo przerywać akcje. Mieliśmy swoje sytuacje.
- Niestety, czerwona kartka za nierozważne wejście Grześka Piesio sprawiła, że trochę ochłonęliśmy. Legia zaczęła grać spokojnie, utrzymywała się przy piłce, grała z jednej strony na drugą. My mieliśmy jeszcze okazje, m.in. strzał Rafał Siemaszki. Zdobyliśmy kontaktową bramkę. Walczyliśmy do końca. Chwała chłopakom, że w drugiej połowie graliśmy tak, jak chcieliśmy. Oczywiście oprócz czerwonej kartki. Jeżeli chodzi o ten faul, rozmawiałem już Grześkiem. To dobry chłopak. Przeprosił za swoje zachowanie.
- Finał już za nami. Chcieliśmy sprawiliśmy niespodziankę, nie udało się. Trzeba pogratulować legionistom. Zadecydowały bramki z pierwszej połowy. Oni mogli spokojnie grać, my musieliśmy gonić, straciliśmy dużo sił w drugiej połowie. Szkoda, bo te dwie bramki dały Legii – jak się okazało – Puchar Polski. To nie jest tak, że Legia nas rozklepała. To jest gra błędów, a my je popełniliśmy w pierwszej połowie. Graliśmy z najmocniejszą w tym momencie drużyną w lidze, kto wie, może z mistrzem Polski.
- Kto mnie rozczarował? Wygrywamy i przegrywamy jako drużyna. Ulegliśmy bardzo dobremu rywalowi i to przyjmujemy. Nie mamy jeszcze zapewnionego bytu w lidze. Teraz będziemy starać się utrzymać w ekstraklasie. Jesteśmy blisko, ale trzeba postawić kropkę nad i. Chcieliśmy zdobyć puchar, pokazać się z dobrej stronny. Może z dobrej się nie pokazaliśmy, ale chwała chłopakom, bo zostawili tutaj sporo zdrowia".
Zwycięzca w finale otrzyma milion złotych, a pokonany – 200 tysięcy. Do tego dochodzą jeszcze premie za przejście poprzednich rund.
Arka Gdynia – Legia Warszawa 1:2 (0:2).
Bramki: dla Arki – Dawid Sołdecki (90+9); dla Legii - Jarosław Niezgoda (12-głową), Cafu (29).
Czerwona kartka – Grzegorz Piesio (Arka, 71, brutalny faul).
Żółta kartka: Arka – Michał Nalepa.
Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom). Widzów 47 037.
Arka: Pavels Steinbors – Damian Zbozień, Michał Marcjanik, Frederik Helstrup, Marcin Warcholak – Marcus Vinicius da Silva, Dawid Sołdecki, Andrij Bohdanow (46-Grzegorz Piesio), Michał Nalepa (73-Adam Marciniak), Mateusz Szwoch – Maciej Jankowski (46-Rafał Siemaszko).
Legia: Radosław Cierzniak – Marko Vesovic, William Remy, Michał Pazdan, Adam Hlousek – Domagoj Antolic, Chris Philipps, Cafu – Miroslav Radovic (66-Sebastian Szymański), Jarosław Niezgoda (74-Kasper Hamalainen), Michał Kucharczyk (89-Eduardo da Silva).
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.