W szczytowym momencie w sierocińcu Balachadi i na osiedlu Valivade mieszkało łącznie ok. 6 tys. osób, głównie kobiet i dzieci. Trafili tu po 1942 r. z Syberii. Od dziś we Wrocławiu wspominają swoją tułaczkę i gościnne Indie.
Andrzej Jan Chendyński, prezes Koła Polaków z Indii z lat 1942-1948 podkreśla, że w Polsce żyje jeszcze ok. 80 osób, które przeszły z Syberii aż do Indii za wojskami gen. Władysława Andersa. - Za granicą jest nas jeszcze bardzo wielu - mówi. Zwraca uwagę, że każdego roku odchodzą kolejni. - To są ludzie, którzy mają dziś 80-90 lat - dodaje.
Zaznacza, że podczas zjazdów, które odbywają się co dwa lata, ich uczestnicy chętnie wspominają czas, który spędzili w Indiach. - Dramatycznie było na Syberii, ale gdy dostaliśmy się do Indii, to były one dla nas krajem szczęśliwości. My dziś do Indii podchodzimy z miłością, z sentymentem i z wdzięcznością - wyjaśnia.
Dlaczego tegoroczny zjazd odbywa się właśnie we Wrocławiu? - Generalnie spotykamy się w Polsce, bo nasza Polonia garnie się do ojczyzny. Większość pochodzi z Kresów, ale tutaj też mają rodziny. Drugim ważnym aspektem jest chęć poznawania Polski. Takie spotkania odbywały się dotychczas m.in. w Gdańsku, k. Poznania, k. Białegostoku, czy w Krakowie.
Jan Józef Kasprzyk, szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, zauważa że w losach tych, którzy przyjeżdżają na kolejne zjazdy, polskie losy historyczne widać jak w soczewce. - Tragedia wojenna, często tragedia utraty rodziców, zsyłka na nieludzką ziemię, wyjście z tej ziemi dzięki staraniem gen. Andersa, gościnne Indie, a potem rozsianie po całym świecie, bo niewielu z nich wróciło do Polski. Często tak głęboko wrośli w emigrację, że nie wrócili tu po 1989 r. Ale to, co jest ważne, nigdy nie utracili w sobie wiary w to, że Polska zmartwychwstanie, że Polska jest ich ojczyzną. Często te dzieci, które ojczyzny już nie pamiętały, były po wojnie najlepszymi ambasadorami polskiej sprawy - mówi.
Przytacza swoją rozmowę z jedną z uczestniczek zjazdu, która na stałe osiadła w Republice Południowej Afryki. - Ona w czasie stanu wojennego organizowała pomoc humanitarną dla zniewolonej przez komunistów Polski. To pokazuje, że choć wyjechali z objętej wojną Rzeczpospolitej mając tylko kilka lat, to jednak Polska jest dla nich odniesieniem przez całe życie - dodaje J. J. Kasprzyk, który podczas otwarcia zjazdu wręczył kilku osobom medale "Pro Patria" w podziękowaniu za to, że miłość do Polski pozostała w ich sercach na zawsze.
Karol Białkowski /Foto Gość Fragment wystawy, na której znajdują się archiwalne zdjęcia z z lat 1942-1948 z Indii
Osiedlanie polskiej ludności w Indiach rozpoczęło się w 1942 r. na zaproszenie maharadży Navanagaru - Jam Saheba, który okazał wiele serca i pomocy polskim dzieciom. Przyjmując je w Indiach mówił, że już nie są sierotami, i że on będzie ich ojcem.
Życie w obozach przejściowych, a potem w nowowybudowanych osiedlach trzeba było organizować od podstaw. Dotyczyło to wyżywienia, zakwaterowani i edukacji. Nauczaniem objętych było 2,3 tys. dzieci i młodzieży. Zorganizowano 5 przedszkoli, 4 szkoły podstawowe, 4 gimnazja i 2 szkoły przysposobienia zawodowego. Na bazie szkół i świetlic rozwijało się też życie kulturalne. W Valivade zbudowano także kościół.
Po 1948 r. osiedla w Indiach zostały rozwiązane. Część ich mieszkańców wróciła do Polski, jednak zdecydowana większość wybrała emigrację po wszystkich kontynentach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.