Już trzecią dobę trwa we Francji strajk kolejarzy, domagających się wzrostu zatrudnienia na kolei i poprawy warunków pracy. Jednak w piątek ruch pociągów w kraju wraca stopniowo do normy.
Pracownicy kolei strajkują od wtorku wieczorem na wezwanie dwóch głównych central związkowych tej branży: CGT i Sud-Rail. Początkowo protest miał trwać do czwartku, ale wobec braku ustępstw ze strony dyrekcji akcja jest kontynuowana.
Dyrekcja kolei państwowych SNCF poinformowała, że w piątek strajkuje tylko około 5 proc. załogi, podczas gdy dzień wcześniej liczba protestujących, według tego samego źródła, była blisko trzykrotnie wyższa.
Według SNCF w ciągu najbliższych godzin ruch na kolei ma stopniowo wracać do normy. Kursować ma ponad 80 proc. superszybkich pociągów TGV i trzy czwarte pociągów regionalnych. W weekend pociągi powinny jeździć niemal zgodnie z rozkładem.
W czwartek mimo apeli związkowców dyrekcja SNCF odmówiła wznowienia z nimi negocjacji przed zakończeniem strajku.
Francuski sekretarz stanu ds. transportu Dominique Bussereau określił w czwartek strajk jako "niezrozumiały" i wezwał kolejarzy do przerwania protestu.
CGT domaga się podjęcia przez dyrekcję francuskich kolei państwowych SNCF "prawdziwych rozmów", przede wszystkim w kwestii wzrostu zatrudnienia, podwyżek płac i powstrzymania restrukturyzacji firmy. Związkowcy twierdzą, że od 2002 roku w SNCF zlikwidowano 22 tys. miejsc pracy. Żądają, by w tym roku stworzono dwa tysiące nowych etatów.
Według prezesa SNCF Guillaume'a Pepy rozpoczęte w ubiegłym tygodniu negocjacje ze związkowcami przyniosły już zadowalające wyniki - "odblokowanie" w tym roku 460 nowych stanowisk pracy na kolei. Jak dodał szef SNCF, każdy dzień strajku kosztuje firmę 20 milionów euro, co pogarsza już i tak bardzo zły stan finansów przewoźnika.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.