Dziś (4.09.) mijają dwa lata od kanonizacji Matki Teresy z Kalkuty. Ta drobna i prosta kobieta, która rozpoczynała swój dzień w ciszy i kontemplacji, wciąż przypomina nam, że pierwszym krokiem jaki powinniśmy uczynić jest otwarcie oczu na to, co dzieje się w najbliższym otoczeniu, w sąsiedztwie. Tam żyją najbardziej potrzebujący nas bliźni. Ukazuje nam również, że nigdy nie możemy tłumaczyć się tym, że nic nie mamy do ofiarowania, ponieważ najcenniejszym darem na jaki czeka drugi człowiek jest miłość.
W 1948 r. Matka Teresa, odziana w zwykłe bawełniane sari, zamieszkała wśród najbiedniejszych, żyjących na ulicach Kalkuty. W bardzo prosty sposób rozpoczęła swoją posługę zaopiekowawszy się umierającym człowiekiem, nadgryzionym przez szczury. Zaczęła od otwarcia w jednym ze slumsów małej szkoły, zachęcała bardzo, by rodzice wysyłali do niej swoje dzieci. Patykiem pisała na błocie litery alfabetu bengalskiego, aby nauczyć swoich uczniów czytać i pisać.
W tym czasie bardzo wielu nieuleczalnie chorych musiało umierać na ulicy, ponieważ przepełnione szpitale nie mogły ich utrzymać. Ich wielka niedola skłoniła Matkę Teresę do otwarcia w 1954 r. pierwszej „umieralni” – domu dla umierających. Przyjmowani byli wszyscy, bez różnicy: hindusi, muzułmanie, chrześcijanie. Mogli umrzeć z godnością, w miejscu, w którym szanowano ich wiarę. Matka Teresa była szczególnym świadkiem miłości ukazując swoim życiem otwarte serce Jezusa Chrystusa, kochające wszystkich bez wyjątku, szczególnie tych, których nikt nie kocha.
Jeden z umierających patrząc na Matkę Teresę stwierdził, że zobaczył Boga, mimo, że nie wie, kim On jest.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.