Korea Południowa wydobyła w czwartek z Morza Żółtego część wraku południowokoreańskiego okrętu wojennego, zatopionego 26 marca po tajemniczej eksplozji.
Jak podał Naczelny Sztab Połączonych Sił w Seulu, wszystko wskazuje na to, że w statku wciąż znajdują się ciała 44 marynarzy, którzy ponieśli śmierć w tonącej jednostce. Oficjalnie wciąż uważa się ich za zaginionych.
Południowokoreańska telewizja SBS pokazała zdjęcia ogromnego pływającego dźwigu, który podnosi rufę ważącej 1 200 ton korwety Cheonan. Okręt po eksplozji w okolicach wyspy Baengnyeong, tuż przy granicy z Koreą Północną, przełamał się na dwie części.
Cała operacja wyciągnięcia z morza, zamocowania i przetransportowania rufy na specjalnej barce ma potrwać 11 godzin. Badanie szczątków okrętu w bazie morskiej pozwoli określić przyczyny zatonięcia.
Pozostałą część jednostki władze Korei Południowej planują wydobyć z morza na początku przyszłego tygodnia.
Ratownikom udało się uratować 58 ze 104 marynarzy z okrętu, który 26 marca wykonywał rutynowy patrol. Z morza wyłowiono także dwa ciała.
Jak na razie nie udało się określić przyczyn eksplozji, choć nieoficjalnie podejrzewa się działania Korei Północnej. Nie wyklucza się, że okręt został trafiony torpedą lub wpłynął na minę z czasów wojny koreańskiej z lat 1950-1953.
Jak podało ministerstwo obrony w Seulu, Korea Południowa o pomoc w ustaleniu przyczyn jednej z największych południowokoreańskich katastrof morskich w historii poprosiła ekspertów z USA, Wielkiej Brytanii, Australii i Szwecji.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.