Dom należący do Richarda Ferranda, przewodniczącego francuskiego Zgromadzenia Narodowego - niższej izby parlamentu - został w piątek wieczorem podpalony, poinformował w sobotę polityk. W trackie ataku w budynku nikogo nie było.
"Nic nie usprawiedliwia zastraszania, nic nie usprawiedliwia przemocy ani nikczemności" - napisał na Ferrand na Twitterze zamieszczając dwa zdjęcia jego domu w Motreff w Bretanii.
Budynek został podpalony w piątek wieczorem, ale ponieważ pożar został zauważony przez jednego z sąsiadów, a straż pożarna szybko przybyła na miejsce, straty materialne nie są duże. Strażacy znaleźli wewnątrz budynku wrzuconą przez okno pochodnię, która wcześniej została oblana benzyną oraz części opon samochodowych. Prokurator Jean-Philippe Recappe oświadczył, iż nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że było to podpalenie.
W ataku nikogo w budynku nie było, gdyż nie jest on głównym miejscem zamieszkania Ferranda.
Wyrazy solidarności Ferrandowi przekazało wielu francuskich polityków, z prezydentem Emmanuelem Macronem na czele. "Hańba tym, którzy dopuszczają się takich czynów" - napisał premier Edouard Philippe.
56-letni Ferrand, który reprezentuje prezydencką partię Republiko Naprzód! (LREM), stoi na czele Zgromadzenia Narodowego od września zeszłego roku.
Jak pisze francuska agencja AFP, od czasu kiedy w listopadzie zaczęły się protesty ruchu "żółtych kamizelek" - początkowo przeciw podwyżkom akcyzy na paliwa, a później przeciw całej polityce gospodarczej rządu - zaatakowanych zostało wiele biur poselskich bądź prywatnych domów deputowanych LREM, a niektórym z nich grożono śmiercią. Według źródeł parlamentarnych, w ostatnich tygodniach obiektem różnego typu ataków - wliczając w to pogróżki - padło około 50 deputowanych.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.