Podczas obławy we wschodniej części Sri Lanki doszło do strzelaniny między żołnierzami i podejrzanymi o związki z tzw. Państwem Islamskim (IS), w której dwie osoby zginęły. Śmierć poniósł też postronny cywil - poinformowała armia.
Lokalny dowódca wojskowy, gen. Aruna Dżayasekara, oświadczył w sobotę nad ranem, że podczas rewizji przeprowadzonych w domach podejrzanych odnaleziono materiały wybuchowe, detonatory, "zestawy samobójcze", uniformy wojskowe i flagi Państwa Islamskiego. Dodał, że żołnierze przygotowują się do dalszych akcji.
W obławach przeprowadzanych w całym kraju uczestniczy ok. 10 tys. żołnierzy i policjantów.
Władze Sri Lanki podejrzewają, że w kraju jest 140 osób związanych od 2013 roku z Państwem Islamskim. Policja poinformowała, że w piątek aresztowanych zostało 76 osób, wśród których są cudzoziemcy z Syrii i Egiptu.
W Niedzielę Wielkanocną zamachowcy samobójcy dokonali serii skoordynowanych ataków na kościoły, w tym dwa katolickie i jeden protestancki, oraz luksusowe hotele. Były to największe ataki na Sri Lance, odkąd w 2009 roku w kraju tym zakończyła się wojna domowa.
W czwartek przedstawiciel służb medycznych poinformował, że w niedzielnych zamachach zginęło ok. 250-260 osób, a nie 359, jak wcześniej podawano. Jeden z przedstawicieli rządu wyjaśnił, że kostnice podawały nieprecyzyjne informacje.
Po zamachach władze Sri Lanki oskarżyły o ich przeprowadzenie lokalną organizację islamistyczną o nazwie National Thowheeth Jama'ath (NTJ), ale wskazały, że sprawcy korzystali z pomocy zagranicznej siatki terrorystycznej. We wtorek odpowiedzialność za ataki wzięło na siebie IS.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.
W stolicy władze miasta nie wystawią przeznaczonych do zbierania tekstyliów kontenerów.