Tysiące mieszkańców Tajlandii zgromadziło się w środę na modlitwy o pokój w różnych miejscach Bangkoku, gdzie od dwóch miesięcy dochodzi do najpoważniejszych aktów przemocy we współczesnej historii kraju.
Obok mantr tysiąca mnichów buddyjskich słychać było także modły muzułmańskich imamów, chrześcijańskich księży i kapłanów hinduistycznych. Modlono się w 10 miejscach stolicy Tajlandii, gdzie w ubiegłym tygodniu zginęły dziesiątki osób i spalono kilka budynków, w tym jeden z największych supermarketów Azji.
"Odmawiamy bardzo potężną modlitwę wzywającą Pana, by pomógł naszemu krajowi. Teraz jest spokojnie, ale w naszych sercach wciąż jest strach, bo nikt nie wie, co się może stać w przyszłości" - powiedział przywódca społeczności hinduistycznej Sumir Khorana.
Iskrą prowadzącą do kolejnych aktów przemocy może być choćby wtorkowa decyzja wydania nakazu aresztowania byłego premiera Tajlandii Thaksina Shinawatry za "terroryzm".
Przebywający obecnie na uchodźstwie Thaksin (premier w latach 2001-2006) zaprzeczył niedawno, by był "mózgiem terrorystów" i sabotował negocjacje między rządem i "czerwonymi koszulami", czyli swoimi zwolennikami, którzy przez ostatnie dwa miesiące demonstrowali, domagając się ustąpienia rządu Abhsita Vejjajivy. W starciach opozycjonistów z siłami bezpieczeństwa zginęło w sumie 85 osób, a ponad 1800 odniosło obrażenia.
Obalony w bezkrwawym wojskowym zamachu stanu w 2006 roku Thaksin żyje na emigracji, by uniknąć kary dwóch lat więzienia za korupcję.
Thaksin jest przez adwersarzy uważany za najbardziej skorumpowanego polityka Tajlandii. Zwolennicy widzą w nim pierwszego polityka, który dostrzegł miliony biedaków w swym kraju; w czasie sprawowania władzy próbował wprowadzać pewne reformy na rzecz uboższych warstw ludności.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.