Duże zainteresowanie na mityngu przyjaźni w Rimini wzbudziło wystąpienie prezesa koncernu Fiat Sergia Marchionne. Jeden z najpopularniejszych we Włoszech kanałów telewizyjnych transmitował je w całości. Sergio Marchionne to 60-letni menadżer, który 40 lat spędził poza ojczyzną. W 2004 r. wezwano go do Włoch, by ratować upadające imperium Fiata. Wczoraj w Rimini przedstawił swoją strategię.
Kluczem sukcesu było przekonać świat pracy, że stare schematy walki klasowej między pracodawcami a pracownikami muszą zostać zmienione, by wyjść z globalnego kryzysu. Przekonać, że pracodawca to osoba, nie mająca szczególnych przywilejów, ale podejmująca ryzyko i angażująca się w dzieła, które mają wielki wpływ na życie społeczne. Z kolei, że zwiększenie produkcji to nie umniejszenie ludzkiego wymiaru pracy, ale danie z siebie wszystkiego, co możliwe, by wszyscy mogli pracować, mieć dostęp do wykształcenia, mieć zapewniony chleb i lepsze, spokojniejsze życie społeczne.
Wygodne życie nie przynosi żadnej zmiany – zauważył prezes Marchionne. Prawdziwa wolność rodzi się z zaangażowania. Paradoksem Fiata jest fakt, że wszędzie poza Włochami koncern jest firmą dochodową. Straty przynosi jedynie we Włoszech, gdzie pokutują schematy walki klasowej lat sześćdziesiątych i egoizm związków zawodowych z komunistycznym rodowodem. Fiat jest gotów zainwestować we Włoszech 20 mld euro, ale zrobi to, gdy zdobędzie zaufanie społeczne na wyżej wspomnianych warunkach.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.