Co najmniej 246 osób zakażonych koronawirusem zmarło w czwartek w USA - podała telewizja CNN. Tym samym od początku epidemii COVID-19 w tym kraju zmarło prawie 1200 osób. Od czwartku to w USA jest najwięcej wykrytych przypadków koronawirusa na świecie - ponad 83 tys.
Stany Zjednoczone wyprzedziły pod tym względem Chiny, gdzie epidemia pojawiła się w pierwszej kolejności w grudniu ub.r., i mają najwięcej zainfekowanych na świecie.
Trzeci dzień z rzędu liczba zmarłych w USA przekroczyła 100.
Aż 365 ze wszystkich zgonów w USA przypada na miasto Nowy Jork. Liczba osób hospitalizowanych w stanie Nowy Jork wzrosła w czwartek o 40 proc. w ciągu doby. Gubernator Andrew Cuomo mówi, że potrzeba tysięcy nowych łóżek szpitalnych i respiratorów.
"Przedstawiciele amerykańskiej służby zdrowia są głęboko zaniepokojeni tym, że epidemia przytłoczyła szpitale w Nowym Jorku w minionych dniach, a to dopiero jedna z pierwszych fal, które prawdopodobnie uderzą w miasta w całym kraju w najbliższych tygodniach" - pisze portal The Hill. Dodaje, że amerykańskie szpitale działają już na prawie maksymalnych obrotach, a przy szybko rosnącej liczbie przypadków COVID-19 tracą możliwości odpowiedniego leczenia pacjentów.
"Sytuacja pogarsza się z dnia na dzień" - oceniła w czwartek gubernator Michigan Gretchen Whitmer. System służby zdrowia w stanie nad Wielkimi Jeziorami jest na skraju załamania: brakuje łóżek szpitalnych, maseczek ochronnych oraz testów. Hotele i szkoły, tak jak w Kalifornii, przygotowywane są jako tymczasowe miejsca dla chorych.
Najszybszy wzrost zakażeń występuje w Luizjanie, która - jak ostrzegają eksperci - może stać się kolejnym amerykańskim epicentrum choroby. W stanie nad Zatoką Meksykańską - zgodnie z ostrzeżeniami gubernatora Johna Bela Edwardsa - wraz z początkiem kwietnia zabraknie respiratorów. "Jeśli tempo się utrzyma, po prostu nie będziemy mieli środków, by zadbać o wszystkich, którzy będą potrzebowali pomocy" - powiedział w czwartek Edwards.
Duże ogniska choroby występują też w stanie Waszyngton, w Kalifornii oraz w New Jersey.
Prezydent USA Donald Trump w czwartkowym wywiadzie dla telewizji Fox News powiedział, że "ma wrażenie, iż w wielu przypadkach mówi się o liczbach większych, niż okaże się to w rzeczywistości". "Nie wierzę, że potrzeba 40 czy 30 tys. respiratorów" - uznał. "Jesteśmy w złej sytuacji. Nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego. Ale w końcu będziemy musieli wrócić do pracy i myślę, że można to zrobić przez otwieranie niektórych części naszej gospodarki" - mówił.
Z powodu epidemii w wielu sklepach w USA występują niedobory produktów, a sprzedaż chleba jest reglamentowana; zamknięte są szkoły. Spowolnienie gospodarcze zmusza firmy do zawieszania działalności. Liczba wniosków o przyznanie zasiłku dla bezrobotnych wzrosła w minionym tygodniu do 3,28 mln. Świadczy to o tym, że Amerykanie tracą pracę wcześniej, niż zakładali to eksperci. Sytuacja porównywana jest do Wielkiego Kryzysu z lat 1929-1933 lub do II wojny światowej.
Na ratunek gospodarce USA Senat jednomyślnie przegłosował w środę pakiet stymulacyjny na czas epidemii. To największa pomoc finansowa dla gospodarki w historii Stanów Zjednoczonych; media nazywają warty ponad 2 bln dolarów pakiet "mamucim". By wszedł w życie, konieczne są poparcie go przez Izbę Reprezentantów oraz podpis prezydenta. Niższa izba głosować będzie nad ustawą w piątek. Trump już zapowiedział, że szybko ją podpisze.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.