Trzynaście osób zginęło w zeszłotygodniowych zamieszkach, które wybuchły w środę w stolicy Mozambiku, Maputo, gdy ceny chleba wzrosły o 30 procent - poinformował w poniedziałek rząd. Wcześniej zdrożała woda, prąd oraz benzyna.
"Z przykrością ogłaszam, że liczba zgonów zwiększyła się z dziesięciu do trzynastu" - powiedział na konferencji prasowej minister zdrowia Paulo Ivo Garrido.
Demonstranci wznosili zapory drogowe i palili opony. W odpowiedzi policja użyła gazu łzawiącego i kul gumowych, a po ich wyczerpaniu także amunicji ostrej. Zamieszki, do zorganizowania których dotychczas nikt się nie przyznał, trwały przez trzy dni, a w weekend ustały.
Jak pisze AP, w poniedziałek w stolicy Mozambiku było spokojnie. Jednak wielu pracowników oraz studentów pozostało tego dnia w domach z obawy przed kolejnym wybuchem przemocy. Według policji, w kilku miejscach płonące opony nadal blokowały ulice, jednak barykady były puste.
Jak podała w poniedziałek państwowa stacja radiowa, aresztowano dziewięć osób podejrzanych o wysyłanie wiadomości tekstowych nawołujących do protestów, a według AP, w poniedziałek w Mozambiku nie działała już usługa wysyłania SMS-ów.
Były to najpoważniejsze od 2008 roku wybuchy społecznego niezadowolenia w Mozambiku, który jest jednym z najuboższych państw na kuli ziemskiej.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.