Relacja jednego z trójki młodych wolontariuszy, którzy dobrowolnie poddali się kwarantannie, by pomagać mieszkańcom Domu Pomocy Społecznej w Lublińcu, gdzie wykryto koronawirusa.
Kilkunastu mieszkańców Domu Pomocy Społecznej "Zameczek" w Lublińcu zaraziło się koronawirusem. Chociaż wielu pracowników ośrodka (u przynajmniej jednego z nich również wykryto zakażenie) wykazało się heroiczną postawą, decydując się na pozostanie z pensjonariuszami przez 24 godziny na dobę, wciąż brakowało rąk do pracy. Dlatego starosta powiatu lublinieckiego zwrócił się do oblackiej wspólnoty NINIWA z prośbą o znalezienie wolontariuszy gotowych do pomocy.
W poniedziałek trójka młodych osób - Jola i Franek z Lublińca oraz Kasia z Gliwic - rozpoczęła dwutygodniową misję pomocy w DPS. Wszyscy są związani z NINIWĄ - pomagali w organizacji Festiwalu Życia, ponadto Jola brała udział w 6 wyprawach NINIWA Team, a Franek w jednej.
Jak opowiada Franek, z pytaniem o zostanie wolontariuszem zwrócił się do niego o. Tomasz Maniura, oblacki duszpasterz młodzieży i dyrektor centrum NINIWA w Kokotku, jednak - jak zaznacza - nie było z jego strony żadnych nacisków i był czas na podjęcie decyzji. Nie wahał się jednak i postanowił, że chce pomagać słabszym w trudnym czasie pandemii.
Pracownicy DPS zaproponowali młodzieży nocne dyżury, na co chętnie się zgodzili. W ciągu dnia cała trójka jest zakwaterowana w oddzielnych pokojach w Oblackim Centrum Młodzieży NINIWA w Kokotku, który obecnie stał się ośrodkiem kwarantanny. Mogą tam odpocząć, a także zdalnie studiować i pracować. Wieczorami zaś dojeżdżają do DPS przeznaczonym tylko dla nich samochodem.
Głównym zadaniem wolontariuszy jest pilnowanie dyscypliny wśród mieszkańców, by w nocy nie wychodzili ze swoich pokoi i nie przemieszczali się po ośrodku, gdyż zarażone osoby muszą być odseparowane od zdrowych. Poza tym pomagają mierzyć temperaturę ciała pensjonariuszy czy usiąść na wózku osobom niechodzącym.
- Są to osoby niepełnosprawne, dlatego czasem trzeba stanowczo postawić granicę, ale robimy to dla dobra ogółu - mówi Franek. Jak podkreśla, młodzi nie mają kwalifikacji medycznych ani specjalistycznej wiedzy, ale starają się jak mogą i w większości przypadków dają radę. - Dopiero poznajemy imiona i nazwiska pensjonariuszy, a gdzie tu mówić o uczuleniach czy przyjmowanych lekach. Te zadania nadal wykonują w ciągu dnia pracownicy, którzy są tam na stałe - dodaje.
Jak przyznaje Franek, chociaż nigdy nie miał okazji, by zajmować się naraz większą liczbą osób niepełnosprawnych, to jednak praca z nimi nie okazała się tak trudna, jak się tego spodziewał. - Są może trochę inni od nas, ale to też ludzie tacy jak my, którzy tylko potrzebują trochę więcej pomocy - podkreśla i zauważa, że najtrudniejsze jest wytrzymanie przez dłuższy czas w kombinezonie ochronnym.
- Jest w nim dość duszno, a od patrzenia przez przyłbicę czy gogle bolą oczy. Przez kombinezony budzimy niepokój wśród pensjonariuszy i nie dziwię im się, bo często są to osoby z mentalnością dziecka. Niektórzy nazywają nas chirurgami albo kosmitami, ale środki bezpieczeństwa są w tym momencie ważniejsze - opowiada. - Gdyby nie koronawirus, to myślę, że praca w takim ośrodku mogłaby być bardzo przyjemna - dodaje.
Po zakończeniu swojej dwutygodniowej misji wolontariusze przez kolejne dwa tygodnie pozostaną w kwarantannie. A poniżej publikujemy filmik, jaki Jola, Kasia i Franek nagrali podczas swojej pierwszej "nocki":
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.