Co roku 16 października redemptoryści na całym świecie obchodzą wspomnienie liturgiczne św. brata zakonnego Gerarda Majelli, który jest czczony w Kościele jako patron i opiekun matek spodziewających się potomstwa. Przy tej okazji pragniemy poinformować, że od 13 kwietnia 2010 w sanktuarium Matki Bożej w Tuchowie wprowadzone zostało specjalne nabożeństwo do św. Gerarda Majelli w intencji matek w stanie błogosławionym i ochrony życia dzieci poczętych.
Gerard Majella urodził się 6 kwietnia 1726 roku, w Muro Lucano, małym miasteczku na południu Włoch, sto kilometrów na wschód od Neapolu. Był najmłodszym dzieckiem w ubogiej rodzinie pobożnych katolików Dominika i Benedykty. W domu rodzinnym nauczył się miłości do modlitwy i ducha ofiary. Szczególnie mama była bardzo pobożna i szybko zauważyła, że jej małego synka pociąga świat duchowy. Opowiadała mu więc o miłości Boga, o Jezusie, o krzyżu, o Maryi Dziewicy, o aniołach. Zabierała go ze sobą do kościoła lub na pielgrzymkę do Madonny. Gerard lubił się modlić i czuł się z mamą szczęśliwy, ponieważ miał poczucie, że jest blisko Pana Boga. Jego ulubiona zabawa polegała na budowaniu ołtarzyków, stawianiu na nich figurki Matki Bożej lub świętych i ozdabianiu ich kwiatami.
Kiedy Gerard miał 12 lat, umarł jego ojciec i na nim spoczęła troska o utrzymanie matki i trzech sióstr. U jednego z mieszkańców miasteczka zaczął uczyć się krawiectwa, ten traktował go bardzo surowo i często nawet go bił.
Po czterech latach praktyki, kiedy mógł już otworzyć własny warsztat krawiecki, zdecydował, że chce pójść na służbę do miejscowego biskupa Lacedonii. Przyjaciele namawiali go, żeby tego nie robił. Ale szykanowania i ciągłe wyrzuty, które powodowały, że po paru tygodniach służący odchodzili, Gerarda nie odstraszały. Poddał się wszystkiemu i trwał na służbie u biskupa przez trzy lata, aż do jego śmierci. Gdy Gerard był przekonany, że taka jest wola Boża, zgadzał się na wszystko. Nie zważał na bicie go przez krawca, czy szykanowanie przez biskupa; w cierpieniu dostrzegał sposób naśladowania Chrystusa. Mając to na uwadze zwykł był mówić: „Jego Ekscelencja chce mojego dobra”. Już wtedy Gerard spędzał długie godziny przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie, od którego czerpał siły duchowe i umacniał się w pragnieniu poświęcenia Mu swojego życia.
W roku 1745, w wieku 19 lat, wrócił do Muro i otworzył zakład krawiecki, który dobrze funkcjonował. Jednak Gerard za swoją pracę pobierał niewielkie wynagrodzenie i praktycznie prawie wszystko, co posiadał, rozdawał. Odkładał tylko sumę konieczną na utrzymanie swojej matki i sióstr, a resztę rozdawał ubogim albo na Msze św. za dusze w czyśćcu.
Żadne wydarzenie nie było dla niego bez znaczenia, wszystko pomagało mu wzrastać w miłości ku Bogu. Pragnął całkowicie oddać się na służbę Jezusowi i poprosił o przyjęcie do kapucynów, ale ci odmówili spełnienia jego prośby. Mając 21 lat podjął próbę życia pustelniczego. Jego pragnienie upodobnienia się do Chrystusa było tak gorące, że chętnie podejmował się odegrania głównej roli w przedstawieniu Męki Pańskiej, roli Chrystusa, w katedrze w Muro.
Spotkanie z redemptorystami
W roku 1749 grupa 15 misjonarzy redemptorystów przybyła do Muro, aby prowadzić misje w trzech parafiach tego miasteczka. Gerard bardzo gorliwie uczestniczył w misjach i odkrył, że to jest właśnie droga dla niego. Poprosił więc o przyjęcie do redemptorystów na brata zakonnego, ale o. Cafaro, ze względu na słabe zdrowie kandydata, nie zgodził się na jego prośbę. Gerard do tego stopnia naprzykrzał się misjonarzom, że w momencie opuszczania przez nich miasta, o. Cafaro polecił rodzinie zamknąć go w mieszkaniu.
Gerard zastosował jednak pewien wybieg, dzięki któremu w przyszłości będzie znajdował szczególne zrozumienie w sercach młodzieży - powiązał ze sobą prześcieradła z łóżek i spuścił się przez okno, aby dopędzić grupę misjonarzy. Na stole zostawił kartkę, a na niej tylko kilka słów: „Idę, aby zostać świętym. Zapomnijcie o mnie”. Przebiegł prawie 18 km, zanim dogonił misjonarzy. „Zabierzcie mnie ze sobą, dajcie mi szansę spróbować; jeżeli próba nie wyjdzie, możecie mnie wyrzucić na ulicę” - mówił Gerard. Wobec takiego uporu ojcu Cafaro nie pozostało nic innego, jak dać mu przynajmniej szansę. Posłał więc Gerarda do Deliceto z listem, w którym napisał: „Przysyłam wam jeszcze jednego brata, który nie nadaje się do pracy…”.
... ocenił węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto.
Wcześniej delegacja protestujących przekazała swoje postulaty wobec KE.
Każdy z nich otrzymał wynagrodzenie 210 razy większe niż przeciętnie zarabiający pracownik.
Z powodu trwających w nich konfliktów zbrojnych, terroryzmu i przestępczości.