A może powrót do przeszłości z "Niewolnicą Isaurą" w tle?
A je to! – jak mawiają Czesi. Mój ostatni, grudniowy felieton. Ostatni w tym przedziwnym 2020 roku. Roku pandemicznym, w którym wszystko nam się pokomplikowało, mocno przyhamowało i, naprawdę, niełatwo pokusić się o jakieś jego podsumowanie. Zwłaszcza w kulturze, gdzie przecież premier (szczególnie tych filmowych, kinowych), mieliśmy, jak na lekarstwo. Dominowały raczej seriale – i to te, z serwisów streamingowych.
U mnie jednak po staremu. Kino i tv. A żeby było ciekawiej (a może raczej jeszcze starzej), na topie dwie ekranizacje dzieł Jane Austen: „Emma.” i „Sanditon”.
Tę pierwszą udało mi się obejrzeć jeszcze w kinie, choć z tego co pamiętam, już całkowicie pustym. Kapitalna kreacja Anyi Taylor-Joy, o której ostatnio tak głośno, za sprawą roli w netflixowym „Gambicie królowej” oraz brawurowa reżyseria Autumn de Wilde, która najwyraźniej zapomniała, że kręci film kostiumowy, a nie kolejny teledysk. I całe szczęście, że zapomniała: dzięki temu „Emma.” ma niesamowity rytm i komediowe tempo, jakie nieczęsto zdarza się w filmach tego typu. Filmach z epoki.
Podobną lekkość ma serialowe „Sanditon” – ekranizacja nigdy niedokończonej przez Jane Austen powieści, którą na warsztat postanowił wziąć sam Andrew Davies. Prawdziwy spec od współczesnych tv-adaptacji literackiej klasyki, bo na koncie ma m.in. nowego „Doktora Żywago”, „Wojnę i pokój”, „Nędzników”, czy (przypadek?) „Rozważną i romantyczną”.
„Sanditon” rozpisał na osiem 50-minutowych odcinków i każdy ogląda się z ogromną przyjemnością, w czym wielka zasługa osób decydujących o obsadzie. Dobrali aktorki i aktorów perfekcyjnie. Tu, po prostu, nie ma słabej roli, czy zbędnej postaci, prym wiedzie zaś (i jesteśmy z żoną zgodni), Charlotte Spencer, wcielająca się w diaboliczną niemalże intrygantkę Esther Denham.
Kończąc i podsumowując: przed tygodniem wspominałem o Historii, która tak bardzo lubi się powtarzać. I kto wie, czy z „Emmą.” i „Sanditon” nie doszło u mnie do „kolejnej powtórki”. Z lat ’80 pamiętam szał ludzi z pokolenia rodziców na punkcie „Niewolnicy Isaury”. Lekarstwem na szarość i beznadzieję schyłkowego PRL-u okazała się wówczas kostiumowa, telenowelowa egzotyka z Brazylii. Kwintesencja eskapizmu.
Pytanie: czy 35 lat później nie zrobiłem dokładnie tego samego, zwiewając z lockdownowo-pandemicznego home office, w kostiumy i czasy Jane Austen? Bardzo możliwe…
*
Co dziś do posłuchania? To może coś „literackiego”? Z Jane Austen, ale także, m.in. z Walterem Scottem, Salmanem Rushdie, Virginią Woolf, czy Doris Lessing. Proszę się wsłuchać :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Unijni przywódcy planują w lipcu szczyt z przywódcą Chin Xi Jinpingiem w Pekinie
Białoruski funkcjonariusz w mundurze uczestniczył w probie forsowania polskiej granicy.
Zdaniem lidera Konfederacji sprawą powinna zająć się też Państwowa Komisja Wyborcza.
Pomijając polityczny wymiar tego wydarzenia, który Polacy różnie mogą oceniać... To trzeba zobaczyć.
Zaatakowali samo centrum miasta, zabijając 34 i raniąc 117 osób
Rozpoczął się kolejny etap renowacji jednej z najbardziej znanych budowli Stambułu.