Najmniej pieniędzy na pomoc rodzinie wydają kraje o tradycyjnie katolickich korzeniach. Takie wnioski przedstawiono w zeszłym tygodniu podczas włoskiej krajowej konferencji na temat rodziny w Mediolanie
Na cenzurowanym znalazły się Włochy, Hiszpania i Polska. Jak podało Radio Watykańskie, z danych prezentowanych podczas konferencji, najgorzej w całej Unii Europejskiej wypadła Hiszpania, gdzie na wsparcie rodziny przeznacza się zaledwie 0,68 PKB. W Polsce wcale nie jest dużo lepiej, bo zaledwie 0,02 procenta więcej przeznacza się na pomoc rodzinie. Prof. Ettore Tedeschi zwraca uwagę, że kraje katolickie powinny wziąć przykład z państw laickich, które łożą znacznie więcej na wspieranie rodzin.
Sytuacja szczególnie dla Polski jest rzeczywiście kompromitująca. Zwłaszcza w kontekście planowanych cięć w budżecie i ewentualnej likwidacji ulgi rodzinnej, jeśli relacja długu publicznego do PKB przekroczy 55 procent.
Nie chodzi nawet o to, że Polska jest krajem, w którym około 90 proc. społeczeństwa to zdeklarowani katolicy. Nie tylko katolicy powtarzają rzecz oczywistą, że nieudolna polityka prorodzinna prowadzi do coraz poważniejszych finansowych trudności. Jak prognozował niedawno w rozmowie z Tomaszem Rożkiem na łamach „Gościa Niedzielnego” ekonomista prof. Krzysztof Rybiński, po roku 2020 demografia w Polsce może się drastycznie załamać i wtedy będziemy w naprawdę poważnych tarapatach. Obecnie na rynku pracy jeszcze utrzymuje się pokolenie powojennego wyżu demograficznego. Na ten rynek weszło też pokolenie kolejnego wyżu: 25-latków. Kłopoty pojawią się, kiedy przejdą na emerytury. W Polsce system emerytalny zorganizowany jest tak, że to nie my pracujemy na nasze emerytury, ale wypracowują je ci, którzy aktualnie są w wieku produkcyjnym. Na naszych kontach w OFE ani tym bardziej w ZUS-ie nie odkłada się nic poza wyliczeniami, jakie zobowiązanie wobec nas zaciąga państwo. Od tego, czy ktoś będzie mógł to zobowiązanie spłacić, zależy nasza przyszłość. I tak wracamy do punktu wyjścia, czyli do tragicznej polityki prorodzinnej, a w zasadzie jej braku.
Prof. Tedeschi – jak podało Radio Watykańskie – proponuje zwiększyć opiekę państwa i zasiłki dla rodzin, które wychowują dzieci, by zwiększyć ich siłę nabywczą, co ma prowadzić do stymulacji rozwoju gospodarczego. Profesor dowodzi, że wraz z pojawianiem się w rodzinach kolejnych dzieci, ta siła maleje. Wniosek skądinąd dość logiczny, ale chyba jednak nie tędy droga.
Powiedzmy, że państwo zapłaci za urodzenie i wychowanie nowych obywateli, a to nawet doprowadzi do polepszenia się demografii. Pozostaje jeszcze pytanie, czy naprawdę wynikną z tego same korzyści. Przyznawanie zasiłków demoralizuje. Zwłaszcza w takim państwie, jak nasze. Wciąż zdarza się, że ludzi nie chcą pracować, bo zwyczajnie im się to nie kalkuluje. Prawda, bo jeśli się idzie do pracy, w której dostaje się pensję niewiele większą od zasiłku, a w dodatku trzeba jeszcze ponieść pewne koszty związane chociażby z dojazdem i, jakby tego było mało, pracuje się na umowę-zlecenie, więc składki trzeba płacić samemu, to faktycznie nie warto ruszać się z domu. Przykre, ale logiczne i wielu ludzi wciąż taką logiką się kieruje. Mają dzieci, które tę logikę przejmują i tak z pokolenia na pokolenie. A ci, którzy pracują, muszą za tę logikę płacić.
Jeśli państwo naprawdę chce zapobiec demograficznej katastrofie, to powinno zadbać, by pieniądze wypracowywane przez rodziców chcących utrzymać swoje rodziny, trafiały do nich, a nie do wspólnego wora, z którego raczej niewiele dostaną.
Ktoś powie, że przecież zrzucamy się na służbę zdrowia czy szkolnictwo. Oczywiście, tylko kto dzisiaj jeszcze wierzy w to, że te sprawy faktycznie są darmowe. Kwestia kolejek do specjalistów jest tak irytująca, że lepiej jej w ogóle nie poruszać. W kontekście rodziny jeszcze bardziej ciekawa jest sprawa darmowego wykształcenia. Niedawno PAP podała, że rodzice na wyprawkę szkolną dla dzieci wydają średnio około 650 zł. Irytuje w tym kontekście proceder mnożenia podręczników, ćwiczeń, zeszycików szkolnych itd. Wszystko kolorowe i na pięknym papierze. Wydawnictwa z tego żyją. Gorzej z rodzicami, którzy muszą kupić, powiedzmy, trzy komplety książek rocznie. W dodatku coraz trudniej nabyć używane choćby od starszych dzieci sąsiadów. Bo książki są tak „mądrze” zrobione, żeby dzieci mogły w nich pisać. Niby prosta rzecz, a jednak poważnie gruchocze rodzinne finanse. Dodatkowo szykuje się podwyżka VAT-u, co sprawy nie uprości.
Dlatego ewentualna likwidacja ulgi rodzinnej to wyjątkowo wstrętne posunięcie. Nie przyjmuję tu do wiadomości, że przecież VAT na podstawowe produkty żywnościowe się zmniejszy, bo to zwyczajna bujda na resorach i mydlenie oczu. Polskiej rodzinie nie wystarczy mąka i cukier. Jeśli nasze władza naprawdę chcą zabezpieczyć naszą przyszłość poprzez poprawę sytuacji demograficznej, to muszą zaproponować rzeczywiste korzyści. Jednorazowe becikowe nic nie daje. Zasiłki prowadzą do patologicznego uzależnienia. Potrzebne są rozwiązania systemowe i zmiana świadomości Polaków. Nie tylko młodych, którzy mają być potencjalnymi rodzicami. Pracodawcy muszą zrozumieć, że urodzenie się dziecka w rodzinie pracownika nie jest nieszczęściem, ale szansą. Ojciec czy matka ma więcej do stracenia niż pracownik stanu wolnego, jest więc nadzieja, że będzie bardziej lojalny wobec firmy. Prawda, że czasem potrzebuje luźniejszego rozkładu zajęć, ale przecież żyjemy w XXI wieku, jest internet, są telefony komórkowe. Nie zawsze trzeba siedzieć w biurze, żeby pracować.
Żeby z kolei wszystkiego nie zrzucać na barki pracodawców, ktoś odpowiedzialny mógłby się zorientować, że bezpłatna opieka przedszkolna przez 5 godzin dziennie, to jednak trochę za mało. Kto dzisiaj pracuje od 8 do 13? Płacimy podatki, a potem i tak trzeba dopłacać za opiekę nad dzieckiem, a pensja nie jest z gumy. Nijak nie chce się rozciągać. Przykre jest to, że rodzice muszą szukać kolejnych zajęć, żeby utrzymać swoje rodziny i zapłacić państwu nie bardzo wiadomo za co. Paradoksalnie, rodzina traci na tym, na czym miałaby zyskać. Czas wreszcie poważnie zająć się sprawami rodziny, zająć się konkretami. Dyskusje o aborcji i in vitro oczywiście są niezmiernie ważne, ale chyba w ferworze debaty o ochronie życia zapomina się czasem o tym, które już przyszło na ten świat i musi sobie jakoś z tym faktem poradzić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.