W 2060 roku ludność Polski może spaść do 30 milionów – mówi KAI Zbigniew Derdziuk, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Dodaje, że dziś na 1 emeryta przypada 3 ubezpieczonych, natomiast już od 2038 roku na 1 emeryta będzie przypadało mniej niż 2 ubezpieczonych, a w 2060 r. na 3 emerytów – tylko 4.
„Jeśli nie poprawimy wskaźników demograficznych w Polsce, to skazujemy się na znacznie niższe świadczenia emerytalne. Ten mechanizm jest wpisany w system. Innym wyjściem jest zwiększanie długu publicznego, ale to prowadzić będzie do casusu Grecji” – wyjaśnia prezes ZUS.
Za KAI podajemy pełen tekst wywiadu ze Zbigniewem Derdziukiem, prezesem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych:
KAI: Obowiązujący system emerytalny – polegający na tym, że składki osób zatrudnionych są bezpośrednio przeznaczane na pokrycie świadczeń emerytalnych – opiera się w istocie na równowadze międzypokoleniowej. Polska wchodzi w okres zimy demograficznej. W jakim stopniu odbić się to może na przyszłości systemów emerytalnych?
Zbigniew Derdziuk: Jest to poważny problem. Dlatego nasi pracownicy sporządzają prognozy związane z funkcjonowaniem systemu w przyszłości, nawet na 50 lat do przodu. Składki, które zbieramy zależą przecież od tego ile osób pracuje i ile oni zarabiają.
Szczegółowa prognoza demograficzna przygotowana została przez Główny Urząd Statystyczny na przeszło 25 lat do przodu – do 2036 roku. Przedłużyliśmy w ZUS tę prognozę do 2060 r. Dziś mamy ponad 38 mln ludności i – zgodnie z prognozą demograficzną – w najbliższych latach liczba ta będzie się powoli zmniejszać, ale będzie się utrzymywać na poziomie powyżej 38 mln. Jednak wyniki prognozy na dalsze lata są niepokojące. Spadek ludności Polski będzie z roku na rok coraz szybszy i prognozuje się, że w 2035 r. w Polsce będzie 36 mln obywateli, a w 2060 r. zaledwie ok. 30 mln obywateli.
Zarazem znacząco się zmieni struktura wiekowa i proporcje liczby osób w wieku produkcyjnym i poprodukcyjnym. Już w 2027 r. liczba ludności w wieku poprodukcyjnym osiągnie poziom półtorakrotnie większy niż w 2007 r. A w 2055 r. będzie on o 90% wyższy. Udział osób w wieku poprodukcyjnym w całej populacji wzrośnie z 16,5% obecnie do 26,7% w 2035 r., i do 37,3% w 2060 r.
Populacja osób w wieku produkcyjnym w 2035 r. osiągnie poziom o 15% mniejszy, a w 2060 r. o 40% niższy niż obecnie. W 2007 r. na 1000 osób w wieku produkcyjnym przypadało średnio 248 osób w wieku poprodukcyjnym, w 2035 r. liczba ta – zgodnie z prognozą demograficzną – wynosić będzie 464, a w 2060 r. już 772. Obecnie na 1 emeryta przypada około 3 ubezpieczonych. Zgodnie z prognozą funduszu emerytalnego szacuje się, że już od 2038 r. na 1 emeryta będzie przypadało mniej niż 2 ubezpieczonych, a w 2060 r. na 3 emerytów – tylko 4 ubezpieczonych.
A konkretnie, jakie dochody i wydatki ma FUS?
– W Polsce jest ponad 2 mln płatników składek w formie podmiotów gospodarczych. Odprowadzane przez nie składki do FUS w bieżącym roku wyniosą ok. 90 mld. zł.
Jednakże nasze wydatki są o wiele większe. Na różnorodne świadczenia wydajemy rocznie 158 mld złotych, z czego ze składek pochodzi 90 mld zł. A więc 68 mld zł musi pochodzić z pozaskładkowych źródeł finansowania, między innymi z dotacji z budżetu państwa. To naturalne, gdyż to wszystko co robimy, realizujemy w imieniu państwa. FUS jest przecież państwowym funduszem celowym.
Ponadto w 2010 r. 22 mld zł – które pochodzą z budżetu - przekazujemy na pokrycie składek do OFE. Poza dotacjami rządowymi resztę uzyskujemy z kredytów i pożyczek.
Jak ten deficyt – w dalszej perspektywie - odbije się na funkcjonowaniu FUS? Czy nie grozi mu bankructwo?
– System ubezpieczeń społecznych nie może zbankrutować, bo jego wypłacalność gwarantuje państwo. Organy państwa, czyli rząd i parlament, mają prawo tak kształtować politykę w tym zakresie, żeby system się bilansował. Natomiast zmiany na niekorzyść dotyczyć będą najprawdopodobniej samych emerytów. Nie zapominajmy, że efektem już dokonanej reformy emerytalnej będzie zmiana wysokości emerytury – in minus. Obecnie przeciętna emerytura (bez dodatków pielęgnacyjnych) kształtuje się na poziomie 52% przeciętnego wynagrodzenia. Inaczej kształtować się to będzie w przypadku osób rozpoczynających pracę. Jeśli dziś ktoś wchodzi na rynek pracy i będzie zarabiać np. 110% średniej krajowej, to osoba ta po 40 latach pracy otrzymywać będzie emeryturę w wysokości ok. 30% ostatniego wynagrodzenia. A jeśli jest kobietą i pracować będzie krócej – choćby ze względu na wychowywanie dzieci – to jej emerytura będzie jeszcze niższa. Proporcje te w kolejnych dziesięcioleciach ulegną dość daleko idącym zmianom.
Oczywiście trzeba też wziąć pod uwagę stopniowy wzrost wynagrodzeń wynikający z rozwoju gospodarczego kraju. A więc spadek stopy zastąpienia – zdefiniowanej jako iloraz kwoty emerytury do ostatnio otrzymywanego wynagrodzenia – nie musi być tak bardzo odczuwalny. Mam nadzieję, że około roku 2030 zaczniemy wychodzić z dołka, a za około 30-40 lat - czyli wtedy, gdy na emerytury zaczną przechodzić dzisiejsi dwudziesto-, trzydziestolatkowie - system emerytalny będzie znacznie bardziej wydolny, to znaczy budżet państwa będzie do niego dopłacał dużo mniej niż teraz.
Bardziej istotna jest inna kwestia. Obecna wydolność sytemu emerytalnego realizowana jest – jak wykazaliśmy wcześniej – drogą pożyczek z budżetu państwa, co w oczywisty sposób zwiększa dług publiczny. Dzisiaj pożyczamy brakujące FUS-owi 68 mld. zł. O taką kwotę powiększamy corocznie dług publiczny. Inaczej mówiąc, obywatele zapożyczają się na przyszłość. Nie dość, że za kilkadziesiąt lat będzie nas mniej i nie będziemy w stanie na bieżąco obsługiwać sytemu emerytalnego, to będziemy musieli obsługiwać także istniejące zadłużenie. To jest prawdziwe wyzwanie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.