Gorący porywisty wiatr prosto w twarz. Małe trąby powietrzne formujące się z obu stron szosy próbujące zepchnąć nas z drogi. Na odcinku prawie 100 km jedynie 6 metrów kwadratowych cienia spod dwu małych przydrożnych parasoli. Namibijska pustynia pokazuje nam swoje ostre pazury.
Po wizycie w Mukorobie i nocy przy drodze szutrowej ruszamy dalej na północ. Naszym celem jest miasteczko Mariental oddalone około 100 km od naszej podgwiezdnej noclegowni. To tutaj Kazimierz Nowak kazał sobie słać pocztę z Polski i zatrzymał się z krótką wizytą w drodze na farmę Wiśniewskich.
Budzimy się jak zwykle przed wschodem słońca. Pakowanie namiotów i sakw, szybkie śniadanie z tego, co jest, i w drogę. Trzeba skorzystać z porannego chłodu. Potem będzie już tylko cieplej. Po drodze oprócz miasteczka Gibeon nie ma żadnych skupisk ludzkich. Ludzi, których spotykamy przy drodze, możemy policzyć na palcach jednej ręki.
Gdy w górach Karasberge zaczęło się wokół nas zielenić, pomyśleliśmy, że na północy będziemy widzieć jeszcze więcej drzew. Krajobraz wygląda jednak znów tak jak po przekroczeniu granicy namibijskiej nad rzeką Oranje. Wokół tylko piach po horyzont i nic więcej.
Jedyne zwierzęta, jakie napotykamy po drodze, to przejechane przez samochody małe węże i orły. Jeden pasterz wypasający na piachu kozy nie może się nadziwić widokowi naszej rowerowej karawany. Przeciera ze zdumienia oczy, myśląc zapewne, że to fatamorgana. My również wielokrotnie jej ulegamy, widząc przydrożne zadaszenia w miejscach, gdzie wcale ich nie ma.
Postój przy trasie Po 60 km w 40-stopniowym upale postanawiamy zrobić krótką sjestę na uzupełnienie pustych bidonów. Mamy kilka metrów cienia spod jedynego na odcinku 60km przydrożnego parasola. Po około godzinnej przerwie wiatr się tylko wzmaga. Jazda staje się jeszcze trudniejsza. Lejemy wodę do czapek, po ciele i chowamy się za siebie żeby choć na chwilę złapać oddech. Gorąca woda z bidonów już nie gasi pragnienia. Pijemy, bo wiemy że musimy, ale robimy to bez większego przekonania.
Do Marientalu docieramy absolutnie wycieńczeni. Nasze nieustraszony Brennabory jeszcze do końca nie wyhamowują przy przydrożnej stacji benzynowej, gdy słyszymy serdeczne powitanie w znajomym języku. Pan Witek Kozłowski, wielki fan Afryki Nowaka z Pretorii, przychodzi nam z pomocą w godzinę kryzysu. Obdarowuje nas napojami, suszonymi kiełbaskami i warzywami. Wspomina o tym, jak to ukrył dla etapu 11. winko na Przylądku Igielnym.
Na noc zajeżdżamy do Misji Katolickiej w Marientalu. Jej zwierzchnik Ojciec Francisus X. Swartbooi przyjmuje nas z otwartymi ramionami i oferuje darmowy nocleg. Dotarła do niego już wieść o Nowakowych jeźdźcach pustyni zmierzających z Tses. Widząc, jak bardzo jesteśmy zmęczeni, sugeruje, żeby dłuższą rozmowę oraz wpis do książki przełożyć na następny dzień. Zgadzamy się bez zawahania.
Podobnie jak w Tses tu również natrafiamy na ślady polskiej działalności misyjnej. Na bruku kościelnym obok płytki z napisem “Fr. Joseph Nowak osfs”, znajdujemy również jedną z innym polskim nazwiskiem – “Fr. Edmund Sroka osfs”. To ten ostatni wsławił się szczególnie działalnością misyjną w okolicach Marientalu. W przeszłości podobnie jak w Tses placówka misyjna w Marientalu skupiała się głównie na działalności edukacyjnej. Obecnie działa głównie jako centrum konferencyjne oraz siedziba Catholic AIDS Action – organizacji pozarządowej zajmującej się pomaganiem osobom i rodzinom dotkniętym HIV i AIDS.
W międzyczasie Łukasz i Julia odwiedzają komisariat policji w Marientalu. Ich wizyta sprawia komendantowi wielką radość. Przypomina sobie, że napisała o nas największa gazeta w Namibii. Oferuje swoją pomoc, odszukując bardzo dokładne mapy okolicy. Widać na nich każdą ścieżkę. Mamy szczęście, bo komendant wie, gdzie znajduje się farma Gumuchab, gdzie przed laty Kazimierz Nowak zatrzymał się u państwa Wiśniewskich. Zaopatrzeni w policyjne mapy ruszamy więc w dalszą drogę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.