Jarosław Grabiński ps. "Wojtek" to jeden z ostatnich żyjących powstańców warszawskich we Wrocławiu, a w pewnym sensie wyjątek. Dzisiaj obchodził swoją 96. rocznicę urodzin.
Przed wojną, w 1937 roku zdał do Korpusu Kadetów we Lwowie i uczył się tam do 1939 roku. Ojciec był legionistą, oficerem Wojska Polskiego, a Jarosława już od małego fascynowały wojskowe tematy. Mając zaledwie osiem lat nauczył się strzelać z karabinu. Do konspiracji - Związku Walki Zbrojnej - wstąpił w 1940 roku. Dostawał zadania wywiadowcze. Został aresztowany w 1943 roku i był brutalnie przesłuchiwany. Niemcy wypuścili go po 6 tygodniach.
Swoją żonę Zofię, z którą mieszka i opiekuje się nią do dziś, Jarosław poznał jeszcze w czasie wojny. Była sanitariuszką w powstaniu na Śródmieściu i już wówczas jego narzeczoną.
"Wojtek" w powstaniu warszawskim walczył na Mokotowie w pułku "Baszta" w batalionie "Bałtyk" jako plutonowy podchorąży. Miał 19 lat. Jak dzisiaj podchodzi do sensu powstania?
- Wtedy nie było mowy, żeby nie spróbować. Zażarci krytycy zupełnie nie mają pojęcia, w jakich warunkach żyliśmy przez ponad 1700 dni zniewolenia. Łapanki, wieszania, wywózki, rozstrzelania, niepewność, poniżanie, strach... Czy wiemy, co by się stało, gdyby nie wybuchł ten bunt? Zapewne ginęlibyśmy nadal. Tylko bez godności - mówi J. Grabiński.
I dodaje: - Proszę sobie wyobrazić ten widok uciekających Niemców, cofających się przed frontem wschodnim. Tę niezwyciężoną niedawno armię, która rozgromiła nas w 1939 roku. Hitlerowcy wyglądali mniej więcej tak, jak nasi żołnierze przed 5 laty. Pod koniec lipca szli podłamani alejami Jerozolimskim. Ja stałem wśród obserwatorów i nie mogłem w to uwierzyć. Później, oczywiście, przerzucili świeże wojska do Warszawy, z którymi zmierzyliśmy się w powstaniu - opowiada "Wojtek", który nie raz chwytał za broń i strzelał do wroga. Jak mówi, ma kilku Niemców na koncie, ale nie jest z tego dumny. Nie lubił zabijać, robił to w obronie ojczyzny.
Pamięta, że przed i po godzinie "W" panował powszechny entuzjazm. Bardzo rzadko ktoś był sceptycznie nastawiony do tego zbrojnego buntu. On był ich iskrą wolności. Dziś niektórzy powiedzą, że szybko zgasła. Inni, że podpaliła lont bomby z opóźnionym o kilkadziesiąt lat zapłonem.
- Człowiek po prostu robił to, co do niego należało. Niektórzy współcześnie wyobrażają sobie nas jako bohaterów. Nic podobnego! Byliśmy normalnymi młodymi ludźmi, którzy zrobili to, co było trzeba w danym momencie. I nic poza tym - mówi skromnie powstaniec, który jest człowiekiem głębokiej wiary w Boga. Codziennie odmawia różaniec i dziękuje za wolną Polskę.
Obecnie mieszka na Sępolnie i ukochał Wrocław.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.