Na skutek zachodnich sankcji Rosja będzie izolowana od świata, coraz bardziej zacofana technologicznie - wskazała PAP Iwona Wiśniewska z OSW. Obecne prognozy zapowiadają głęboką recesję w 2022 r. – ok. 7-proc. spadek PKB wobec planowanego 2 proc. wzrostu – dodała.
Jak zwróciła uwagę Wiśniewska, "drakońskie sankcje", jakie Zachód nałożył na Rosję w odwecie za jej agresję militarną wobec Ukrainy, uderzyły w podstawy rosyjskiej gospodarki. "Zwłaszcza, że ich skala, dzięki determinacji, jedności i gotowości państw zachodnich do poniesienia kosztów, znacznie przekracza wyobrażenia, jakie mieliśmy przed wojną" - wskazała analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich. Podkreśliła, że sankcje uderzyły przede wszystkim w rosyjskie rezerwy państwowe, a także cały sektor bankowy - odcięły Rosję od zagranicznego finansowania, wielu towarów oraz nowoczesnych technologii i usług.
"Ograniczenia dotknęły także sektor naftowy, stanowiący podstawę rosyjskiej gospodarki. Choć w tym przypadku konsekwencje restrykcji Rosja odczuje z opóźnieniem" - zauważyła analityczka. Jak podkreśliła, poza oficjalnymi restrykcjami Rosja doświadcza obecnie ograniczeń pośrednich. Zachodnie firmy nie chcą dłużej współpracować z Federacją Rosyjską. "Utrzymywanie relacji z Rosją stało się dla nich toksyczne. W efekcie masowo wycofują się z tego kraju, co pogłębia straty rosyjskiego rynku" - przypomniała Wiśniewska.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
Jej zdaniem Kreml - od strony ekonomicznej - przygotowywał się do operacji przejęcia kontroli nad Ukrainą przez długie lata, "choć zapewne wojna była ostatecznym instrumentem, po jaki zamierzał sięgnąć, aby zrealizować ten cel". Rosyjskie władze gromadziły, kosztem rosyjskiego społeczeństwa, rezerwy walutowo-złotowe w banku centralnym (ponad 640 mld dol.), a także rezerwy rządowe w Funduszu Dobrobytu Narodowego (ok.170 mld dol) - wskazała. Miały one, jak wyjaśniła, pozwolić na stabilizację ekonomiczną w Rosji w sytuacji objęcia jej kolejnymi sankcjami. Zgodnie z oczekiwaniami Kremla, Zachód miał się zachować wedle logiki obserwowanej po wojnie z Gruzją, aneksji Krymu i wojnie w Donbasie - "werbalnie potępić działania Kremla i nałożyć umiarkowane ograniczenia, które większych kosztów za sobą nie pociągałyby".
Według ekspertki Władimir Putin nie docenił ani Ukrainy, która "demonstruje ogromnego ducha walki", ani Zachodu, który murem stanął za Kijowem. "W efekcie latami gromadzone rezerwy w ciągu jednego dnia zmniejszyły się o ok. 60 proc., w związku z zablokowaniem ich przez banki centralne UE, USA czy Kanady" - stwierdziła. Zwróciła uwagę, że rosyjskie państwowe papiery dłużne denominowane w walutach obecnie są bezwartościowe i zagraża im bankructwo. "Waluta stała się deficytowym towarem i Centralny Bank Rosji (CBR) zmuszony był przywrócić kontrolę walutową, aby nie dopuścić do ucieczki jej z kraju" - zauważyła. Rosyjskie banki przeżywają szturm klientów usiłujących wypłacić walutę. W ramach walki z inflacją stopy procentowe wzrosły powyżej 20 proc., a oprocentowanie kredytu konsumenckiego wynosi nawet 30 proc. - dodała. Jak zastrzegła, w obecnej sytuacji nie da się odpowiedzieć na pytanie, jakimi faktycznymi zasobami walutowymi dysponują władze. Dla stabilizowania rynku wewnętrznego kluczowy jest rubel, "którego CBR może dodrukować dowolną ilość, choć zapewne będzie mało wartościowy".
Wiśniewska podkreśliła, że konsekwencje sankcji odczuwane są w Rosję już obecnie. "Rosja, mimo programu ograniczenia importu, jest nadal bardzo zależna od sprowadzanych towarów i dotyczy to każdej branży. Sprowadzane są nie tylko towary zaawansowane technologiczne, ale nawet sadzonki ziemniaków" - wskazała. W efekcie wraz ze spadkiem wartości rubla ceny importowanych towarów, zwłaszcza tych powszechnie konsumowanych, "poszybowały w górę". "W przypadku niektórych dóbr wzrosły one nawet o 100 proc., podobny proces obserwowany jest także na rynku farmaceutycznym" - podkreśliła. Wraz z informacjami o sankcjach i deklaracjami firm zachodnich o wycofaniu się ze współpracy z Rosją, także ceny pozostałych towarów zaczęły rosnąć i znikać z półek, zwłaszcza elektroniki. "Część zakładów, jak np. zakłady samochodowe Awtowaz, z braku części już wstrzymały produkcję" - wskazała.
Zdaniem analityczki restrykcje mogą doprowadzić do paraliżu rosyjskiego transportu lotniczego. Przewoźnicy rosyjscy zostali zmuszeni wstrzymać rejsy na Zachód i nie mogą korzystać z przestrzeni powietrznej tych państw. "Jednak głównym ciosem była decyzja o wstrzymaniu przez Zachód eksportu do Federacji Rosyjskiej części zamiennych i wszelkich usług, w tym leasingowych" - zaznaczyła. Dodała, że w rosyjskim parku samolotowym ok. 55 proc. jednostek leasingowanych jest od międzynarodowych koncernów. W efekcie podjętej decyzji powinny one niebawem wrócić do leasingodawców, a pozostałe mogą być uziemione ze względu na brak serwisu.
Przed wojną wydawało się, że odłączenie Rosji od SWIFT może być największą karą jaka spotka Kreml - zwróciła uwagę Wiśniewska. Według niej sankcja ta straciła na znaczeniu w sytuacji zamrożenia rosyjskich rezerw państwowych i wstrzymaniu znacznej części operacji finansowych Rosji z zagranicą. "Niebawem może się okazać, że SWIFT będzie mało przydatny rosyjskim bankom, ponieważ ich zagraniczne transakcje ograniczać się będą do obsługi transakcji związanych z eksportem ropy i gazu" - oceniła. Jednocześnie dzięki posiadaniu własnego systemu telekomunikacji finansowej, alternatywnego wobec SWIFT, do którego podłączone są wszystkie rosyjskie banki, nie powinno być większych problemów w obsłudze transakcji wewnątrzrosyjskich, także tych dokonywanych zagranicznymi kartami płatniczymi - dodała.
W ocenie Wiśniewskiej, walka z kryzysem zainicjowanym przez Kreml, przy utrzymaniu obecnego modelu polityczno-ekonomicznego w Rosji, będzie trudna i kosztowna dla społeczeństwa. "Rosja będzie izolowana od świata, coraz bardziej zacofana technologicznie. Już obecne prognozy makroekonomiczne zapowiadają głęboką recesję w 2022 r., ok. 7 proc. spadek PKB wobec planowanego 2 proc. wzrostu" - podsumowała.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.