Metodologia prowadzenia badań opinii publicznej to główny powód rozbieżności w wynikach sondaży prezentowanych przez poszczególne pracownie - uważają eksperci, z którymi rozmawiała w środę PAP.
Prezentowane w ostatnim czasie przez różne ośrodki badania opinii publicznej wyniki sondaży wyborczych odbiegają od siebie; dotyczy to zwłaszcza największych partii - PO i PiS. W marcowym sondażu TNS OBOP głosowanie na PO zadeklarowało 47 proc. respondentów; na PiS chciałoby oddać głos 24 proc. badanych. Z kolei w badaniu Homo Homini PO poparło 30 proc. a PiS - 28,4 proc. ankietowanych.
Socjolog z Uniwersytetu Śląskiego prof. Jacek Wódz przyczynę tych rozbieżność upatruje przede wszystkim w różnych metodologiach stosowanych przez pracownie. Jak podkreślił w rozmowie z PAP, z tego względu nie należy porównywać wyników sondaży przeprowadzonych przez różne ośrodki badawcze.
Podobnego zdania jest kierownik Sektora Badań Społecznych i Politycznych TNS OBOP Urszula Krassowska. Jak powiedziała PAP, choć teoretycznie wyniki sondaży przeprowadzonych w podobnym czasie przez różne ośrodki badawcze powinny być zbliżone, to jednak różnice w metodologii badań sprawiają, że trudno je porównywać.
Zwróciła uwagę, że istotny jest na przykład kontekst, w jakim pytanie o preferencje wyborcze zostało zadane. Chodzi m.in. o to - mówiła - czy pytanie o preferencje było poprzedzone innymi, dotyczącymi na przykład ostatnich wydarzeń politycznych.
W opinii szefa Homo Homini Marcina Dumy, interpretując wyniki sondaży należy raczej zwracać uwagę na tendencje niż na pojedyncze wyniki. Jak dodał, porównywanie trendów, które dają się obserwować w kolejnych badaniach poszczególnych ośrodków, jest uzasadnione. Zestawianie pojedynczych sondaży - ze względu na różnice metodologiczne - może być jednak mylące.
Prof. Wódz zwrócił ponadto uwagę, że "sondaże wymuszają na badanych zdefiniowanie opinii, które badani raz mają, a raz nie mają". "W związku z tym niepewność tych badań jest bardzo duża" - zauważył. Jak dodał, wielu badanych nie interesuje się polityką i odpowiadając na pytania o preferencje wyborcze, kieruje się raczej dominującym przekazem medialnym niż własnymi przekonaniami.
"Do pewnego momentu we wszystkich możliwych mediach powtarzało się stanowisko, że PO nie ma z kim przegrać, a PiS jest już skończone. I respondenci na zasadzie efektu zwrotnego mówili to samo w badaniach. W pewnym momencie to się załamało, w mediach zaczęły się pojawiać wątpliwości co do wiarygodności PO" - mówił. Jak zaznaczył, obserwowane w ostatnim czasie załamanie notowań Platformy "nie jest wcale efektem głębokich przemyśleń ludzi na temat krytyki rządu ze strony Leszka Balcerowicza", ale efektem podjęcia tej krytyki przez media.
Podobnie uważa socjolog z PAN prof. Henryk Domański, który zwraca uwagę na to, że scena polityczna w Polsce jest niestabilna i respondenci nie mają utrwalonych sympatii politycznych i preferencji wyborczych. "Nasza demokracja jest niedojrzała, a wartość sondaży w niedojrzałych demokracjach jest trochę niższa niż na przykład w takich krajach jak Wielka Brytania czy nawet Francja" - uważa socjolog.
Eksperci zawracali też uwagę, że wiele nieporozumień na temat sondaży bierze się ze sposobu, w jaki media prezentują ich wyniki. Jak zauważyli, dopiero przy okazji ostatniego badania TNS OBOP pojawiła się w mediach informacjach, że pracownia ta podaje wyniki, rozdzielając wyborców niezdecydowanych między wszystkie partie, proporcjonalnie według poparcia dla nich.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.