Siły ukraińskie zaatakowały krążownik Moskwa, gdy okręt zmierzał w stronę Odessy, gdzie miał wziąć udział w operacji desantowej - poinformowała w nocy z wtorku na środę matka jednego z rosyjskich marynarzy, którzy mieli przeżyć ostrzał okrętu. Jej słowa cytuje ukraińskie Radio Swoboda.
"Ostatni raz rozmawiałam z nim 14 kwietnia. Mój syn jest marynarzem, żołnierzem poborowym. (...) Zrozumcie mnie jako matkę, ja po prostu posiwiałam ze strachu. To jest coś strasznego, nawet wrogowi nie życzę takiego losu. (...) Syn powiedział mi, że krążownik został trafiony trzema rakietami. Część personelu ewakuowano fregatą Makarow, innych ocalałych przewieziono do Sewastopola na Krymie. Otrzymali wtedy telefony, ponieważ zostali, proszę wybaczyć, tylko w spodenkach i koszulkach. Mieli tam wszystko (na krążowniku - PAP), telefony, dokumenty" - relacjonowała rozmówczyni Radia Swoboda.
Według matki żołnierza syn przekazał jej, że na okręcie znajdowało się około 510 osób, spośród których co najmniej 40 zginęło. "Nie żyją wszyscy, którzy przebywali na pokładzie i pomoście bojowym (mostku kapitańskim), czyli osoby kierujące okrętem i pełniące wartę. Uderzenie nastąpiło właśnie w tym miejscu. Wielu rannych ma urwane kończyny" - powiedziała.
Krążownik Moskwa, flagowy okręt Floty Czarnomorskiej i jeden z najważniejszych rosyjskich okrętów wojennych, zatonął 14 kwietnia w wyniku uderzenia ukraińskimi pociskami manewrującymi Neptun. Dzień później rosyjski opozycjonista Ilja Ponomariow przekazał doniesienia o uratowaniu jedynie 58 członków załogi okrętu.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.