W kurii krakowskiej nie pojawił się nawet wniosek o dostęp do materiałów źródłowych na temat czterech duchownych, o których pisze Ekke Overbeek. Podobnie jest w przypadku reportażu Marcina Gutowskiego – zwraca uwagę dyrektor Muzeum Armii Krajowej dr Marek Lasota.
W sobotę w Centrum Prasowym PAP w Warszawie odbyła się konferencja prasowa będąca odpowiedzią na oskarżenia Jana Pawła II o tuszowanie pedofilii w Kościele z okresu jego posługi jako metropolity krakowskiego, które pojawiły się w reportażu Marcina Gutowskiego "Franciszkańska 3" w TVN24 i w książce Ekke Overbeeka "Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział".
Historyk z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Paweł Skibiński zwrócił uwagę, że Overbeek w swojej książce nie wykorzystał wszystkich dostępnych materiałów źródłowych.
Nie odniósł się w ogóle do istniejącej literatury przedmiotu, która m.in. opisuje postać ks. Boczka zeznającego na niekorzyść kard. Adama Sapiehy. Dziennikarz nie zastanawia się, co mogło kierować tym człowiekiem? W jakich okoliczność te zeznania zostały złożone? Ponadto sam fakt, że ks. Boczek był alkoholikiem, co sam przyznał, nie wpływa na ocenę charakteru tych zeznań
– wskazał prof. Skibiński.
W ocenie historyka "Overbeek nie zastanawia się też nad realnością faktograficzną zarzutów ks. Boczka, który bardzo dokładnie opisuje dwa rzekome spotkania z kard. Sapiehą, kiedy miało dojść do jego molestowania seksualnego z lipca 1950 roku".
"W tym czasie schorowany kardynał miał już 83 lata, a przestawiany jest jako niesłychanie aktywny, agresywny osobnik bijący 34-letniego kapłana. To jest obraz z punktu widzenia czysto faktograficznego wysoce niewiarygodny" – wskazał prof. Skibiński.
Zwrócił uwagę, że dziennikarz wykorzystuje "nieudowodniony przekaz do kolejnych wnioskowań, co jest już zupełnie nie do przyjęcia z punktu widzenia poznawczego". Jak zaznaczył, "jest to bardzo daleko idące nadużycie".
"W momencie kiedy dostałbym, jako badacz, akta Boczka, postawiłbym siedem pytań, tymczasem Overbeek odpowiada tylko na jedno z nich. Pytanie, dlaczego tak się dzieje? Według mnie, jako historyka, albo mamy do czynienia z człowiekiem, który nie rozumie akt, nie umie zmierzyć się z całą skomplikowana ich treścią, albo niestety mamy do czynienia ze świadomym wprowadzeniem czytelnika w błąd" – ocenił historyk.
Zastrzegł, że praca oparta tylko na jednym źródle "o słabej wiarygodności" i "niewyjaśnienie wątpliwości związanych z tym źródłem" "do niczego się nie nadaje".
"Tymczasem u Overbeeka traktujemy to jako element dyskursu publicznego, jako rzecz poważną, udowodnioną" – zwrócił uwagę historyk.
Zaznaczył, że powinniśmy do tych denuncjacji podchodzić z nadzwyczajną ostrożnością, ponieważ logika, którą przyjmuje Overbeek, jest nieuzasadniona.
Prof. Skibiński zwrócił też uwagę, że Overbeek prowadzi w książce narrację, według której samo UB, a później SB, weryfikowało wiarygodność zeznań w tych sprawach.
Ja mam wątpliwości, czy tak było. Nawet jeśli faktycznie tak jest, to nie powinien on wykorzystać teczki Boczka, ponieważ ona została przez samych ubeków postawiona w wątpliwość. To pokazuje, że przekaz Overbeeka jest wewnętrznie sprzeczny.
Historyk dodał, że "to nie jest nawet słaba hipoteza".
Dyrektor Muzeum Armii Krajowej dr Marek Lasota powiedział, że Overbeek "nie podejmuje zmierzenia się ze źródłem, jakim są dokumenty dawnej bezpieki". Odnotowuje tylko te zapiski czy fragmenty dokumentów, które wspierają jego dowodzenie pewnych tez. "To jest daleko idąca wada warsztatu dziennikarskiego" – ocenił. Zaznaczył, że "podstawowym obowiązkiem dziennikarza jest weryfikacja źródła".
M. Lasota zwrócił uwagę, że "w kurii krakowskiej nie pojawił się nawet wniosek o dostęp do materiałów źródłowych na temat czterech duchownych, o których pisze Overbeek". Dodał, że podobnie jest w przypadku reportażu Gutowskiego.
Jako przykład bardzo powierzchownego podejścia do treści dokumentów bezpieki wskazał rozdział "Ucieczka", poświęcony w całości ks. Bolesławowi Sadusiowi.
"W dokumentach IPN jest dość obszerny materiał wskazujący, że Saduś był przez wiele lat dość cenionym przez bezpiekę tajnym współpracownikiem, zwłaszcza dotyczy to początku lat 60. Nie wynika z nich jednak nic, co usprawiedliwiałoby tezę Overbeeka, że w przypadku kard. Sapiehy mamy do czynienia z seksualnym drapieżcą. Nawet jeśli odwołuje się do historii jednego z obozów młodzieżowych na Sądecczyźnie, to ani z notatki milicyjnej, ani z późniejszych opinii bezpieki, nie wynika, że Saduś był pedofilem w dzisiejszym rozumieniu. Być może był homoseksualistą, ale to zupełnie zmienia postać rzeczy" – powiedział.
Według niego "zagadkowa jest także historia krakowskich skandali dotyczących Sadusia, czyli jego probostwa w parafii św. Katarzyny i w parafii pw. św. Floriana". Zwrócił uwagę, że Overbeek przytacza sformułowania z notatek innych tajnych współpracowników bezpieki: "+Mówi się, że Saduś...; Podobno Saduś...; Krąży opinia w kurii, że Saduś...+,pozostawiając je kompletnie bez wniosków czy pytań, czy są one faktem, czy też przypuszczeniem".
Mogło być też tak, że ks. Saduś do wszystkiego przyznał się kard. Wojtyle, w tym również, że jest tajnym współpracownikiem bezpieki. To wyjaśniałoby, że został niemalże z dnia na dzień pozbawiony stanowiska w kurii metropolitalnej i przeniesiony na probostwo do parafii św. Katarzyny niż domniemane skandale obyczajowe, których Overbeek nie starał się zweryfikować
– powiedział M. Lasota.
Wskazał również na "niefrasobliwość Overbeeka w podejściu do źródeł". Jako przykład podał list kard. Wojtyły do metropolity Wiednia kard. Franza Königa w sprawie ks. Sadusia, który – jak zauważył – miał oficjalny charakter. "Jego treść nie upoważnia Overbeeka do stawiania tezy, że kard. Wojtyła okłamał hierarchę".
Dodał, że "nawet ci świadkowie, do których Overbeekowi udaje się dotrzeć, nie potwierdzają tez o przestępczym działaniu Sadusia". "Słabości seksualne, które w Kościele nazywane są grzechem, nie są jeszcze w rozumieniu prawnym przestępstwem" – zastrzegł Lasota.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.