Dzwonili z jednej telewizji z propozycją, abym wziął udział w dyskusji na temat niezbędnych reform w Kościele katolickim w Polsce. Siląc się na grzeczność odmówiłem. „Czego ksiądz się boi?”
Zaczepiłem wczoraj dwóch księży z zapałem dyskutujących na kurialnym placu. „Cześć, o czym tak gorąco dyskutujecie?”. „Reformujemy Kościół” odpowiedzieli całkiem poważnie. „Taaak, wszyscy go reformują, tylko nic z tego nie wynika” – usłyszałem ze zdumieniem własny głos komentujący tę szczerą wypowiedź. Obaj księża trochę przygaśli, więc postanowiłem im nie przeszkadzać i oddaliłem się. Jednak moja własna wypowiedź nie dawała mi spokoju.
Gdy powoli dreptałem przez kurialny plac przypomniała mi się znajoma rodzina, która kiedyś zabrała się za przemeblowywanie domu. Wszyscy byli zgodni, że ustawienie mebli jest niedobre, nieergonomiczne, niewygodne i w ogóle bez sensu. Wszyscy rzucili się więc do przestawiania sprzętów według swoich najlepszych pomysłów i intencji. Najpierw nastąpił totalny chaos i bałagan, a następnie doszło do strasznych kłótni i awantur, ponieważ gdy jeden z domowników chciał postawić stół bardziej w lewo, natychmiast okazywało się, że nikt inny nie podziela jego wizji usytuowania tak ważnego mebla. Co nie znaczy oczywiście, że pozostali (a rodzina była sześcioosobowa, w tym babcia) mieli jakiś wspólny pogląd na to, w którym miejscu stół postawić. Dotyczyło to zresztą niemal wszystkich mebli, obrazów, ozdób, bibelotów itd. Każdy chciał je poustawiać inaczej, tak, aby jemu było miło, wygodnie i estetycznie.
Szarpanina trwała kilka tygodni, aż wreszcie doszło do szeregu dwuosobowych sojuszy, w rezultacie których... wszystko wróciło do starego ustawienia i ułożenia, faktycznie – przypomnijmy - fatalnego. Co gorsza cała rodzina naraziła się na bardzo nieprzyjemne dla ucha komentarze ze strony tak złośliwych znajomych, jak na przykład ja.
Nie obyło się też bez dobrych rad. Na przykład jeden menadżer zasugerował im, że zamiast przystępować do żywiołowego przestawiania szaf, krzeseł, stołów i foteli, powinni wynająć specjalistę od wystroju wnętrz. Zaraz jednak okazało się, że brak w rodzinie gotowości do podporządkowywania się cudzym gustom.
Ciotka ze wsi podlaskiej, która została wezwana na ratunek, twierdziła, że wszystkie decyzje należy złożyć w ręce głowy rodziny, bo i tak się wszystkim nie dogodzi. Ciotka została wyśmiana i delikatnie jej zasugerowano, aby wróciła do swojego domu pod lasem i tam składała wszystkie decyzje w ręce wąsatego wuja, który nie znosił sprzeciwu i trzymał wszystkich mocną dłonią.
Tak, jak się obawiałem, zostałem wciągnięty do grona doradców. Gdy wiec padło pod moim adresem pytanie: „Co w tej trudnej sytuacji robić?”, niepewnie wydukałem „A może byście tak najpierw usiedli wspólnie i pogadali, jak każde z was widzi kształt domu, w którym przyszło wam wspólnie mieszkać i jeszcze jakiś czas pomieszkacie?”.
Ze względu na wrodzoną dyskrecję nie powiem, z jakim przyjęciem spotkała się moja propozycja. Powiem tylko, że gdy jakiś czas później spotkałem zaprzyjaźnionego z tą rodziną psychologa, obrzucił mnie ironicznym spojrzeniem i rzucił przez zęby: „Trzeba być idiotą, żeby proponować rozmowę ludziom, którzy nie potrafią rozmawiać”. Po czym dodał tonem absolutnego autorytetu: „Najpierw trzeba ich nauczyć rozmawiania ze sobą”.
Wszystko to przypomniało mi się, gdy powoli przemierzałem kurialny plac, obserwując kątem okaz dwóch księży, stopniowo powracających do gorącej dyskusji nad reformowaniem Kościoła, którą im swoją nieprzemyślaną uwagą przerwałem. Nagle odezwała się moja komórka. Dzwonili z jednej telewizji z propozycją, abym wziął udział w dyskusji na temat niezbędnych reform w Kościele katolickim w Polsce. Siląc się na grzeczność odmówiłem. „Czego ksiądz się boi?” – zapytała zmartwiona asystentka wydawcy telewizyjnego programu...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.