Misja katolicka Ntita, nieopodal Kapangi, wybudowana w 1931 roku przez franciszkanów, którzy przybyli tam dwa lata wcześniej w roku 1955 została przekazana salwatorianom i właśnie zmiana gospodarza była przyczyną braku jakiejkolwiek dokumentacji świadczącej o pobycie w tym miejscu naszego bohatera Kazimierza.
Wieczorem jeden z księży zorganizował mały agregat prądotwórczy, na potrzeby zasilenia czarno-białego telewizora, by z kompanami móc obejrzeć rozgrywany mecz reprezentacji DR Konga. W trakcie ładowania naszych wyczerpanych baterii aparatów fotograficznych i próby napisania relacji w laptopie coś zaiskrzyło w gniazdku, siwy dym i po prądzie. Mina zaproszonych ludzi na mecz? Wiadomo. A skierowana do nas pretensja? Dająca dużo do zrozumienia. Tymczasem my po przygotowaniu się do porannego wymarszu kładziemy się najedzeni spać.
Wczesnym rankiem, kompletując karawanę nowymi tragarzami, udajemy się w dalszą drogę. Przed nami cztery dni marszu, ponad 100km i cel: miejscowość Kabwe. W miejscowej misji wypytujemy dość nieufnego księdza o wikariat apostolski górnego Kasai i zakon karmelitanek, tam podczas swojej podróży Kazimierz Nowak spotkał się z polską pustelnicą Magdą.
Dowiadujemy się, że misja karmelitanek z powodu braku powołań, w latach 80. XX wieku została przeniesiona do Kanangi. Troszkę zawiedzeni tą wiadomością i tak postanawiamy odnaleźć miejsce spotkania „pustelnicy z Krakowa”. Również nie ma już wikariatu apostolskiego. Dziś w tych zabudowaniach odbywa się dwustopniowa praca seminaryjna dla księży. Monumentalne jak na kongijskie warunki budynki seminariów, oddalone są od siebie około 3 km na peryferiach miasteczka Kabwe. Nowak, rozkoszując się okolicą i jej przyrodą, zauważa również trzy stopniowe struktury pracy misyjnej:
Pierwszy z nich: puszcza – dzika okolica, dzicy ludzie, misjonarz zbliża się powoli, uczy się języka, niesie pomoc materialna i moralną, bez zmuszania do przyjęcia wiary. Dobrocią zaskarbia sobie poszanowanie przede wszystkim i po pewnym czasie zdobywa zaufanie.
Piękne budynki misyjne wyłaniające się spośród zarośniętej okolicy, idealne miejsce na naukę podstaw teologii. Zostajemy poinformowani przez tamtejszego księdza, iż znajdujemy się w tzw. seminarium mniejszym, choć rozmiary budynków na to nie wskazują. Z uwagi na fakt, że zabudowania skończono wznosić w latach 30., postanawiamy zawiesić tu naszą ostatnią, czwartą już tabliczkę etapową. Seminarium mniejsze odwiedzimy nieco później, po drodze zwiedzając pozostałości po ważnej dla “archeologii nowakowej” misji karmelitanek.
Etap drugi: rzeczywista ewangelizacja i wyszukiwanie zdolniejszych jednostek celem wyszkolenia ich na katechetów, praca długa i żmudna (…)
Zaciekawieni oglądamy budynek karmelitanek z pięknym posągiem Matki Boskiej na dziedzińcu. To, co pozostało z misyjnych budynków, jest doświadczone czasem i naznaczone zniszczeniem przez zaniedbanie, wyraźnie wskazuje na brak należytego gospodarza. Mimo szczerze witających nas słuchaczy nie udaje nam się porozmawiać z dyrekcją, więc robimy kilka zdjęć i idziemy dalej.
Etapem trzecim jest stworzenie kleru tubylczego, sióstr i braci czarnych, którzy wzmocniliby załogę misji i wspólnymi siłami obejmowali ogrom pracy misyjnej, która dniem każdym rośnie, a nie ma odpowiedniego dopływu białych misjonarzy. Ten trzeci etap jest bodaj najtrudniejszy, ze względu na celibat, który dla ludów pierwotnych jest czymś gorszym od śmierci. Niejednokrotnie zdolniejszy uczeń teologii cofa się w ostatniej chwili za namową rodziny, która zrozpaczona przychodzi nakłonić go, aby wrócił do wioski i aby dał rodzicom dużo, dużo wnuków.
Do trzeciego ostatniego kompleksu misyjnego, prowadzi długa, przepięknie oświetlona słońcem aleja palmowa, zakończona starą troszkę rozsypującą się bramą, po której przekroczeniu znajdujemy się w równie po części zaniedbanym kompleksie budynków. Dochodzące ze środka ogromnego dziecińca stuki młotków świadczą o remoncie, więc jesteśmy mile zdziwieni.
Trzy wysokie, piętrowe budynki ustawione w kształt litery „U”, trawnik poprzecinany kamiennymi ścieżkami, niemała kapliczka, zadaszone korytarze dziedzińca, to wszystko tworzy niesamowicie urokliwy klimat seminarium większego. Napotykamy tam również dużego, ponad dwumetrowego, czarnoskórego mężczyznę bardzo zaciekawionego naszym przybyciem. Spokojnie zapytał, czego szukamy i zaprosił na orzeźwiającą szklankę wody.
Po wysłuchaniu o powodzie naszej wizyty i wypytaniu o szczegóły misjonarz opuszcza nas na 10 minut, by się pojawić z tajemniczą księgą z lat 30. XX wieku. Tego, co za chwilę miało się wydarzyć, nikt z naszej czwórki nie przewidywał nawet w myślach. Misjonarz, biegle mówiący po angielsku, spytał kontrolnie o nazwisko naszego bohatera i otworzył kronikę z zaznaczoną wcześniej datą 8 czerwca 1935 roku, gdzie to w języku flamandzkim istniał wpis o naszym podróżniku.
Radości nie było końca. Dokumentacja fotograficzna, wielkie podziękowania i mimo ciepłego popołudnia ruszyliśmy dalej w samotną, pieszą wędrówkę. Dla takich chwil warto zatrzymać czas w sztafecie. Zbliżające się ciemne chmury, przecinane białymi wstęgami, i odgłosy grzmotów postawiły nas na nogi, uświadomiły, że czas kończyć gościnę.
Po przejściu groźnie zapowiadającej się tropikalnej burzy, rozstajemy się z naszymi tragarzami i pokonujemy pieszo kolejne 10 km.
Mimo upałów, burz i złej drogi przebyłem w ciągu osiemnastu dni prawie pięćset kilometrów pieszo, co nie jest niewątpliwe rekordem światowym, jednak wątpię, czy znalazłbym wśród miliona białych ludzi choćby jednego naśladowcę.
Cytowane teksty Kazimierza Nowaka – listy do żony oraz reportaże – pochodzą z archiwum Wydawnictwa Sorus, wydawcy książki “Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” z reportażami Kazimierza Nowaka pod redakcją Łukasza Wierzbickiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.