Ponad 300 osób pokonało w niedzielę 12-kilometrową trasę biegu na Monte Cassino. Pierwszy był Marokańczyk Zain Jaouad, za nim metę minęli Kenijczycy, a dla kilkunastu Polaków ani czas, ani miejsce nie miały znaczenia.
Udział w tych zawodach był dopełnieniem sobotnich uroczystości na Polskim Cmentarzu Wojennym - 67. rocznicy bitwy oraz pochówku Ireny Renaty Anders, wdowy po dowódcy 2 Korpusu gen. Władysławie Andersie.
"Na 70. rocznicę zamierzamy wspólnie z władzami miasta Cassino zorganizować międzynarodowy bieg, w którym wystartuje 1268 osób z Polski. Ta liczba odnosi się do 923 naszych żołnierzy, którzy zginęli w czasie walk oraz 345 uznanych za zaginionych. Te zawody były rekonesansem przed tym, co ma być za trzy lata. Poza tym służyły nawiązaniu współpracy między gospodarzami, a Biurem Biegnij Warszawo, które weźmie na siebie ciężar przygotowań do imprezy w 2014 roku" - wyjaśnił wicemistrz świata z 1983 roku na 3000 m z przeszkodami Bogusław Mamiński.
Wicemistrzyni świata w skoku o tyczce Monika Pyrek (MKL Szczecin), która maj spędza na treningach we włoskim ośrodku w Formii, "wydelegowała" na niedzielne zawody cały swój sztab: szkoleniowca Sławomira Kaliniczenkę, fizjoterapeutę Marcina Łepskiego, lekarza Grzegorza Biegańskiego i menedżera Norberta Rokitę. Do nich dołączył jeszcze trener młodego tyczkarza Piotra Liska z poznańskiej Olimpii - Krzysztof Dziamski.
Polacy do przodu! -----------------
Spiker informuje, że do rozpoczęcia biegu pozostało 5 minut. "Wszystkich Polaków zapraszamy do przodu" - nawołuje. Norbert Rokita pyta, kto zna słowa "Czerwone maki na Monte Cassino"? "Chyba wszyscy!" - padają odpowiedzi. Nie zdążymy już zaśpiewać, dyrektor biegu Antuan Tortoleno zaczyna odliczać. Dziesięć, dziewięć, osiem... Pada strzał. Tłum rusza. "Jak nie zaśpiewaliśmy, to zbieramy po drodze maki!" - ktoś krzyknął.
Przez dwa kilometry poznajemy miasteczko. Trasa jest płaska, ale za chwilę ostro idzie w górę.
"Powodzenia!" - słyszę za plecami. Minuta rozmowy i już wiem, że mija mnie 34-letni łodzianin Michał Grzegorzewski w biało-czerwonej czapeczce. Do Włoch przyjechał 10 lat temu. Znalazł pracę jako budowlaniec w Anagni.
"Jeszcze do niedawna było całkiem dobrze, ale kryzys ekonomiczny daje znać o sobie coraz bardziej. Zmieniłem profesję, przeszedłem do agroturystyki" - mówi. "W kraju nie byłem odkąd wyjechałem za chlebem. Ale mam Polskę niedaleko ode mnie - Monte Cassino to piękny kawałek polskiej ziemi" - dodaje.
W Anagni pracuje jeszcze jedna osoba z Polski - 31-letnia Elżbieta Makowiec z Racławic k. Biecza. "Przyjechałam do Włoch osiem lat temu, a w kraju jestem dość często. Od roku zaczęłam biegać. Bardzo fajna sprawa, daje dużo zadowolenia, jest przy tym świetnym relaksem" - podkreśla i ... przyspiesza znacznie.
Bogusław Mamiński nie walczy dziś o miejsce, ani o czas. Pilotuje 21-letnią córkę Bognę, studentkę wrocławskiej AWF i 23-letniego syna Bogusza, studenta Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
"Postawiłem na edukację i naukę historii poprzez sport. Można przeczytać o bitwie wiele opracowań, świetnych książek, ale ta lekcja nie będzie pełna, jeśli nie przejdzie się między grobami polskich żołnierzy. W maju 1944 roku mieli tyle lat, co mają teraz moje dzieci" - mówi były zawodnik Legii, który startował też w barwach włoskiego klubu Atletica Boiano.
Dlaczego zbierasz maki? - pyta mnie Giovanni, z którym pokonałem kilometr trasy. Przez następny starałem się mu wyjaśnić, jaki symbol dla Polaków mają czerwone maki rosnące na tym wzgórzu.
"Słyszałem, że walczyli tu Polacy" - przyznaje nieco ze wstydem, że tylko tyle wie o wydarzeniach z 1944 roku. O 67. rocznicy bitwy niewiele powiedziano we włoskich mediach. "A czym mamy się chwalić, że współpracowaliśmy z Hitlerem" - dodaje.
Rozlega się dzwon z klasztoru Benedyktynów na szczycie wzgórza. Ktoś z obsługi na punkcie odżywczym pokazuje, że pierwszy zawodnik jest już na mecie. Parę jeszcze innych osób, których dosięgam wzrokiem, mija dopiero półmetek. Ale dzwon nie przestał bić. Ucichł, gdy ostatni zawodnik pokazał się sędziom.
Tomasz Kozłowski (KB Sporting Międzyzdroje) zdobył w karierze kilkanaście medali mistrzostw Polski na dystansach od 1500 do 5000 m, a także w przełajach. Jednak za największy sukces uznał wbiegnięcie na Monte Cassino. Jak się okazało, nie był w tej ocenie osamotniony, bowiem poczytali sobie to osiągnięcie za numer jeden w karierze także dwukrotny uczestnik mistrzostw świata w biegach na przełaj (1986, 1987) Romuald Krupanek (Śląsk Wrocław) i jeden z najlepszych 800-metrowców w historii tej konkurencji Ryszard Ostrowski (Olimpia Poznań). Z kolei Sławomir Kaliniczenko stwierdził: "Gdyby nie było zawodników z Afryki, to bym wygrał".
Zwycięzca - Marokańczyk Zain Jaouad pokonał 12 km w czasie 39 minut 13 sekund. Za nim metę minęli Kenijczycy - Eric Kipkemei 40.19 i Cherkaoui Laalami 41.41.
Wbiegał na Monte Cassino i rozmawiał Janusz Kalinowski
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.