Łosi w Polsce przybywa, powodują wiele szkód w uprawach leśnych czy wypadki komunikacyjne, jednak wciąż trzeba je chronić - uważa przewodniczący zespołu naukowców pracującego nad nową strategią wobec łosi pof. Mirosław Ratkiewicz z Uniwersytetu w Białymstoku.
W Białymstoku naukowcy, ekolodzy, leśnicy, myśliwi, dyrektorzy parków narodowych dyskutowali o tym podczas konferencji naukowej poświęconej łosiom.
Konferencja jest elementem prac nad nową strategią wobec tych zwierząt, którą na zlecenie ministra środowiska ma wypracować zespół pod przewodnictwem prof. Mirosława Ratkiewicza. Jak powiedział PAP prof. Ratkiewicz rekomendacje w sprawie proponowanych rozwiązań będą przedstawione w październiku. Do tego czasu wszelkie pomysły z tym związane będą jeszcze szeroko dyskutowane.
Środowiska leśników podnoszą od kilku lat, że łosi jest za dużo i wnioskują do ministra środowiska, by zniósł obowiązujący od 2001 roku zakaz strzelania do łosi - czyli specjalne moratorium. Minister środowiska, przed podjęciem jakichkolwiek decyzji w tej sprawie, dwa lata temu zlecił naukowcom przygotowanie strategii.
Ratkiewicz pytany wprost, co zespół zarekomenduje ministrowi i czy należy znieść moratorium odpowiada, że nie da się tego określić jednoznacznie. "Propozycja jest podstawowa, żebyśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy, aby zachować priorytet ochrony przyrody, aby dobrostan populacji łosia, jaki się wytworzył dzięki moratorium, mógł być zachowany" - powiedział Ratkiewicz.
Ratkiewicz pytany o to, czy znosić moratorium, czy nie odpowiada, że "nie ma jednego prostego rozwiązania". "Obserwacje z lat ubiegłych mówią wprost: jeżeli zastosujemy metody pozyskania łowieckiego sprzed moratorium, czeka nas za kilka lat katastrofa" - mówi Ratkiewicz. Podkreśla, że na pewno nie powinno się pozwolić strzelać do łosi w rejonach, gdzie jest ich mało, oraz tam, gdzie żyją w małych populacjach, "które z zasady są narażone na wyginięcie".
Naukowcy zastanawiają się też, czy możliwe jest prowadzenie racjonalnej gospodarki łowieckiej czyli takiej, że naukowcy, leśnicy i specjaliści wspólnie ustalają, ile łosi i gdzie można odstrzelić. Ratkiewicz uważa, że taka gospodarka nie zaszkodziłaby populacji łosia.
Naukowcy podkreślają również, że gospodarka leśna powinna wreszcie zacząć uwzględniać fakt, że łosie są w lasach, szukają pożywienia i będą powodować szkody w uprawach. Trzeba się na to przygotować i opracować zasady na jakich ma to funkcjonować - uważa Ratkiewicz. Przypomina też, że np. podmioty korzystające z dopłat UE na uprawy leśne mają w tych dopłatach uwzględnione pule na zabezpieczenie upraw i powinny z tego korzystać.
Dr Edward Komenda z Nadleśnictwa Knyszyn w rejonie polskiej ostoi łosia, czyli Biebrzańskiego Parku Narodowego mówi, że uprawy leśne są grodzone, ale i tak nie zabezpieczy to przed tym, że zostaną objedzone przez łosie. Leśnicy obserwują bowiem, że w parku narodowym łosiom brakuje pożywienia i w naturalny sposób przenoszą się na tereny administrowane przez Lasy Państwowe, gdzie są uprawy leśne. W parku nikt nie uprawia bowiem nowych drzew, a i tak ubywa roślinności, bo np. spore tereny są odkrzaczane w ramach projektów ochrony ptaków, które lubią otwarte tereny.
Naukowcy szukają też rozwiązań na ograniczenie szkód komunikacyjnych. Zderzenia na drogach samochodów z łosiami, np. w Podlaskiem są dość częste, choć nie ma ogólnych statystyk z tym związanych. Edward Komenda policzył, że na terenie jego nadleśnictwa w ciągu ostatniego roku zginęło pod kołami samochodów w zderzeniach z pociągami 20 łosi. Zginęła też kobieta, byli ranni ludzie.
"Ryzyko kolizji komunikacyjnych zawsze będzie, ale można próbować je zmniejszać, np. przez budowę naziemnych przejść dla zwierząt przy drogach, gdzie wiadomo, że dochodzi do wypadków drogowych z powodu łosi. Takie przejścia są budowane w USA czy Skandynawii" - mówi Ratkiewicz. Chodzi też o poprawę widoczności przy drogach. Postulowane też jest stawianie większej niż dotychczas liczby specjalnych znaków przy drogach ostrzegających przed łosiami.
W Polsce jest około 7,5 tys. łosi. Żyją głównie we wschodniej Polsce. W ciągu ostatnich 10 lat - w ocenie Ratkiewicza - populacja dobrze się rozwinęła.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.