Do soboty Andrzej Jarczewski - były wiceprezydent Gliwic zostanie na szczycie zabytkowej wieży radiowej. Jak twierdzi, protestuje w ten sposób przeciw nadużyciom lokalnych władz.
Informację o tym, że Jarczewski wszedł na maszt, podano już wczoraj. Zapewniał wówczas, że woli zginąć niż umrzeć śmiercią głodową. Jak dowiedział się dziś serwis tvn24.pl, Andrzej Jarczewski pozostanie na wieży do soboty. Według informacji uzyskanych od policji, nie ma już z nim kontaktu. Prawdopodobnie wyłączył telefon, albo rozładowała się bateria.
Pod wieżą stoi policyjny radiowóz i straż pożarna. Według policji sytuacja jest stabilna. Andrzej Jarczewski jest na maszcie od wczoraj. Wspiął się tam o 8 rano i domaga się przywrócenia do pracy na stanowisku klucznika gliwickiej zabytkowej radiostacji oraz dymisji . Tę funkcję objął w 2003 roku - po tym, jak stracił stanowisko wiceprezydenta Gliwic.
Na swojej stronie Jarczewski argumentuje swój protest: „…lokalny kacyk pozbawił mnie środków do życia. Jeśli więc mam wybór - wolę umrzeć nie z głodu”. Zapowiada, że do czasu spełnienia jego rezultatów, pozostanie na maszcie.
Sakramenty na pątniczym szlaku są sprawowane według przedsoborowego rytu liturgii.
"Kobiety znacznie chętniej i częściej wchodzą w ostrą rywalizację werbalną".
"Musimy realizować te zadania, które mają najwyższe priorytety".
Ukraina i Strefa Gazy wśród tematów rozmów podczas wizyty szefa Rady Europejskiej
Uroczystość jest ostatnim ważnym wydarzeniem dorocznej pielgrzymki hadżdż.