Aktorka Anna Dymna jest tak krakowska, jak Sukiennice i prawie tak krakowska, jak Wawel. Otrzymała dzisiaj w Pałacu Wielopolskich dyplom Honorowego Obywatela Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa.
Ów tytuł nadała jej Rada Miasta w uznaniu zasług dla miasta, kultury i sztuki, i honorując jej niezmordowaną działalność społeczną. Dyplom stwierdzający ten doniosły fakt wręczył aktorce prezydent miasta Aleksander Miszalski.
W wygłoszonej na cześć uhonorowanej artystki laudacji prezydent nazwał ją "osobą absolutnie nietuzinkową, która od lat udowadnia, że umiłowanie sztuki i drugiego człowieka pozwala na obcowanie z prawdziwym pięknem".
Dziękując za wyróżnienie, A. Dymna przywołała wspomnienie z wczesnego dzieciństwa, kiedy mama tramwajem przywiozła trzyletnią Anię na Rynek. - Kiedy spojrzałam na kościół Mariacki, Sukiennice i gołębie, poczułam się szczęśliwa - opowiadała. Do dziś, kiedy jest jej źle, idzie właśnie na Rynek, karmi gołębie ziarnem i to dziecięce poczucie szczęścia wraca.
Ogólnopolską popularność A. Dymnej zbudowały przede wszystkim role w filmach, ale najważniejszą jej miłością artystyczną jest teatr, w którym gra z sukcesami od czasu studiów. Jest osobą wrażliwą na ludzką krzywdę, na ludzkie problemy, a jednocześnie niesłychanie energiczną, przedsiębiorczą, o nieprawdopodobnej umiejętności pokonywania wszelkich przeszkód. Prze do przodu z mocą czołgu i pociąga za sobą gromady ludzi dobrej woli. Energii ma tyle, że góry może przenosić. Prócz działalności artystycznej jest to zaangażowanie w akcje publiczne (zaproszony Aleksander "Makino" Kobyliński wspominał o wspólnym 40-letnim kwestowaniu na cmentarzu Rakowickim), opieka nad potrzebującymi wsparcia dziećmi z niepełnosprawnościami, konkurs Zaczarowanej Piosenki, wreszcie nieprawdopodobnie szeroka działalność Fundacji "Mimo Wszystko".
Wszystko to napędzane jest nieprawdopodobną energią miłości, którą A. Dymna promieniuje. Najlepiej widać to po reakcjach, jakie wzbudza u podopiecznych dzieci i młodzieży. Jej przyjaciel, poeta Bronisław Maj w swojej mowie wspomniał dzieci z Radwanowic, nudzące się i rozrabiające na widowni podczas jakiejś uroczystości, które w momencie, kiedy na scenie pojawiła się A. Dymna, zerwały się na proste nogi i pobiegły na scenę, żeby się do niej przytulić, a bodaj choć jej dotknąć. - Myślę, że możemy ten świat zmieniać na trochę lepszy i jaśniejszy, a jest naprawdę ciężko, bo jest coraz szybciej, coraz trudniej, coraz bardziej drapieżnie, coraz bardziej emocjonalnie. Ludzie tak strasznie się motają, a tak naprawdę jak tlenu potrzeba im prostych słów, zaufania, miłości - powiedziała honorowa obywatelka.
"Zawiera dużo błędów merytorycznych, historycznych i lingwistycznych, a nawet ortograficznych."
"Kiedy traci się dziecko, także w wyniku poronienia, ta żałoba jest tak trudna..."