Gdy trzy tygodnie temu opuszczałam Oslo, mówiłam: chciałabym tutaj zamieszkać. Tutaj, gdzie w centrum miasta czuje się zapach leśnego powietrza, a wiatr znad fiordu Oslofjord nad którym rozrosło się miasto nie pozwala czuć się zmęczonym po całodziennej wędrówce.
I ta dostojna Karl Johans gate, (główna ulica), gdzie miesza się kolorowy tłum turystów i mieszkańców stolicy jest jakaś inna, niepodobna do wielu ulic znanych mi europejskich stolic. Może zieleń parku królewskiego, otwartego dla wszystkich, gdzie na trawnikach opalają się młodzi ludzie, a dwójka maluchów zrywa z klombów kwiatki czerwonej begonii, i widok przepięknych klonów i lip wycisza przechodniów podążających w stronę parlamentu i ratusza, żeby zobaczyć miejsce wręczania pokojowej nagrody Nobla. I dalej do parku Gustawa Vigelanda z dziesiątkami jego rzeźb, gdzie przy Obelisku Stadia Ludzkiego Życia czarnoskóra dziewczyna i jasnoblond chłopak przytulają się do siebie, a chłopiec w wełnianej czapce dosiada kolejnych rzeźb nie wzbudzając niczyjego oburzenia. Na prawie bezludnej drodze na Nordkapp spotykamy samotnego wędrowca, wyszedł z Oslo w maju. Śmieje się z mojego niepokoju o jego los. - U nas jest bezpiecznie, tylko renifery mogą stanąć mi na drodze – żartuje. Tomas, bo takie nosi imię wędrowiec, z którym wymieniam adresy mailowe, nocuje w domkach spotykanych po drodze, bo nikt ich nie zamyka. Znajduje w nich kawę, herbatę, mleko w proszku, konserwy. Norwedzy uwielbiają przyrodę, samotność, ciszę i sport. Dlatego budują domki w najdzikszych, najbardziej oddalonych od miast miejscach. Blisko wodospadów, wzdłuż fiordów, w głębokim lesie. I nie muszą pytać o zgodę nikogo, poza najbliższym sąsiadem, żeby nie zakłócić mu spokoju. Nie mogę uwierzyć, że w kraju, w którym nawet renifery bez obaw podchodzą pod drzwi hoteli w rybackich osadach, mogła wydarzyć się tak wielka tragedia. Czy naprawdę, nie ma już miejsc bezpiecznych?
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.